Rejestrowana zwyżka na ropie ma niemal symboliczny charakter, a eksperci twierdzą, że nadal przewaga leży po stronie czynników propodażowych z uwagi na niepewne perspektywy związane z przyszłym popytem na ropę.
W środowy poranek grudniowe kontrakty terminowe na ropę amerykańskiej odmiany WTI drożały o 0,1 proc. do poziomu około 77,48 USD za baryłkę. Z kolei europejski benchmark Brent w ramach kontraktów z opcją realizacji w styczniu zwyżkował o 0,4 proc. w okolice 81,92 USD/b.
I tak już słabe nastroje w tym segmencie rynku dodatkowo popsuł raport amerykańskiego rządu, który twierdzi, że prognozowany na przyszły rok popyt na benzynę w USA ma być najniższy od 20 lat w przeliczeniu na mieszkańca. Jakby tego było mało, inflacja i ceny surowca jeszcze mocniej ograniczą korzystanie s pojazdów.
Tymczasem, jak wynika z danych API, zapasy ropy naftowej w USA wzrosły w zeszłym tygodniu o prawie 12 mln baryłek, podczas gdy prognozowano ich spadek o 0,5 mln baryłek.
Wśród inwestorów nadal żywe pozostają obawy związane z potencjalnymi problemami z dostawami surowca regionu Bliskiego Wschodu, co jest następstwem toczącego się konfliktu pomiędzy Izraelem i Hamasem, do którego może się włączyć Iran. Obawy te przegrywają jednak ze słabymi perspektywami odnośnie przyszłego zapotrzebowania na ropę oraz z mocnym dolarem, który zmniejsza atrakcyjność inwestowania w ropę.