Rozpoczęte w poniedziałek prace konserwacyjne na gazociągu Nord Stream 1, którym rosyjski gaz płynie do Niemiec, nie są zaskoczeniem, bo planowano je od początku roku. Obaw to jednak nie studzi.
W niedzielę niemiecki „Bild” komentował, że „w czasie pokoju byłaby to zwykła, rutynowa operacja”, ale teraz „ostatnie, najważniejsze źródło dostaw rosyjskiego gazu ziemnego do Niemiec zostanie zamknięte" (cytat za PAP). Wicekanclerz i minister gospodarki Robert Habeck (Zieloni) wyraził zaś obawy, że Władimir Putin, prezydent Rosji, może wykorzystać te prace, by całkowicie odciąć dostawy gazu do Niemiec.
Oficjalnie prace mają potrwać 10 dni i gaz nie będzie w tym czasie przesyłany rurociągiem. Przepływ surowca zaczął się zmniejszać już w poniedziałek o 6 rano. Warto przypomnieć, że już od czerwca Nord Stream 1 nie był wykorzystywany w pełni. Przesyłano nim o 60 proc. mniej błękitnego paliwa niż w latach poprzednich.

LNG daje więcej niż Niemcy
Polskie Ministerstwo Klimatu i Środowiska, które odpowiada za politykę energetyczną państwa, uspokajało w poniedziałek, że przerwa w dostawach nie wpływa na sytuację Polski. Przypomniało, że zaprzestanie importu gazu z Rosji i tak jest planowane na koniec 2022 r., co zawdzięczamy budowie terminala LNG w Świnoujściu i połączeń gazowych z sąsiednimi krajami UE, a także własnemu wydobyciu.
„Dziś największym źródłem dostaw gazu do Polski na pokrycie bieżących potrzeb jest terminal LNG. PGNiG [państwowy sprzedawca gazu – red.] kupuje również gaz na rynku europejskim, sprowadzając go interkonektorami, ale nie można określić, jaka część nabytego przez PGNiG w Niemczech gazu pochodzi fizycznie z Nord Stream 1” – napisał resort klimatu.
Jednocześnie podkreślił, że Niemcy nie są obecnie dominującym źródłem dostaw do Polski.
„Udział poszczególnych kierunków dostaw jest zmienny, ale np. w czerwcu i w lipcu br. dostawy z Niemiec były ponaddwukrotnie mniejsze niż z terminalu LNG, który pokrywa ponad połowę dziennego zapotrzebowania. Pamiętać należy też, że polskie magazyny gazu, jako jedyne w Europie, są praktycznie całkowicie wypełnione” – odpisało ministerstwo na pytania PB.
“Prace remontowe na Nord Stream 1 nie wpływają na dostawy gazu dla PGNiG. Niemniej jednak ze względu na sytuację geopolityczną i wojnę w Ukrainie, PGNiG intensywnie działa w celu wykorzystania każdego z elementów systemu bezpieczeństwa energetycznego. Magazyny są już praktycznie pełne – z 97-proc. poziomem ich wypełnienia jesteśmy pod tym względem liderem w Europie. Tegoroczny import LNG planowany jest na poziomie zbliżonym do maksymalnych dostępnych mocy regazyfikacyjnych terminalu w Świnoujściu, a ponadto spółka wykorzystuje możliwość importu dodatkowych ładunków przez terminal w litewskiej Kłajpedzie (skąd po regazyfikacji paliwo może być przesłane do Polski gazociągiem Polska-Litwa).
Dodatkowe gwarancje bezpieczeństwa dostaw gazu zapewni uruchomienie Baltic Pipe. PGNiG zintensyfikowało prace nakierowane na optymalne wypełnienie zarezerwowanych przez spółkę przepustowości Baltic Pipe, nadając tym działaniom bezwzględny priorytet. Rozmowy są zaawansowane, z uwagi na ich wrażliwy charakter handlowy, PGNiG nie informuje o szczegółach“.
Ochrona nie dla wszystkich
Mimo to kwestia możliwych ograniczeń w dostawach gazu jest w polskim biznesie gorąco dyskutowana. Michał Kozak z Domu Maklerskiego Trigon przypomina w analizie, że z 20 mld m sześc. gazu konsumowanego w Polsce ok. 5,1 mld m sześc. przypada na gospodarstwa domowe, 2,5 mld m sześc. na zakłady azotowe (czyli Grupę Azoty i Anwil), 2,1 mld m sześc. na handel i usługi, 1,9 mld m sześc. na rafinerie i petrochemię, 1,8 mld m sześc. na elektrownie i ciepłownie, a 3,9 mld m sześc. na pozostałych odbiorców przemysłowych (głównie przemysł mineralny, tj. producentów cementu, materiałów budowlanych, ceramiki, hutnictwo żelaza i stali oraz szkła, a także przemysł spożywczy). Jednocześnie pod ochroną są gospodarstwa domowe i firmy o szczególnym znaczeniu gospodarczo-obronnym (z giełdowych spółek są to m.in. Cognor, Grupa Azoty, Budimex, Orange, Tauron, PGE, Energa, Enea, ZE PAK, Lotos, PKN, JSW, PGG i KGHM).
- Rynek nastawia się jednak na to, że ograniczenia dostaw gazociągiem Nord Stream potrwają dłużej niż tylko 10 dni planowego remontu – twierdzi Krystian Brymora, dyrektor wydziału analiz DM BDM.
Mroźna zima będzie zła
Wyłączenie Nord Stream 1 to już kolejny czynnik utrudniający dostawy paliwa do Europy. Na początku czerwca w terminalu LNG w amerykańskim mieście Freeport doszło do wybuchu. Zmniejszyło to możliwości przesyłowego skroplonego gazu z USA o 20 proc.
- Co więcej efektem tej awarii jest poważna dyskusja na temat zaostrzenia warunków bezpieczeństwa w amerykańskich gazoportach. Nie można w tej sytuacji wykluczyć, że wyłączone z użytku zostaną niebawem także inne terminale LNG w USA – zauważa Krystian Brymora.
Ewentualne wyłączenia dotkną w pierwszej kolejności największych odbiorców przemysłowych, jak bywało już przed laty (gdy wstrzymywane były dostawy rosyjskiego gazu przez Białoruś lub Ukrainę). Jest to najłatwiejsze z technicznego punktu widzenia, ale przede wszystkim najmniej dotkliwe. Produkcyjne giganty są w stanie poradzić sobie z takimi trudnościami, m.in. sprzedając wytworzone już i zmagazynowane produkty. Eksperci branży chemii przemysłowej twierdzą, że - biorąc pod uwagę informacje o zapełnieniu magazynów - w najbliższym czasie nie należy spodziewać się ograniczeń w dostawach.
- Taki scenariusz stałby się realny, gdyby zapanowała u nas mroźna zima. Z drugiej strony, przy tak drogim gazie - a pamiętajmy, że w ciągu zaledwie 30 dni jego cena na rynku spot się podwoiła - przemysł może zmniejszyć zapotrzebowanie. Mamy zresztą już na to przykłady w postaci wyłączenia większości linii melaminy w Grupie Azoty Puławy – zauważa dyrektor DM BDM.
Puławy zmniejszają produkcję
Pod koniec minionego tygodnia władze puławskich zakładów w związku z „rosnącymi cenami gazu i możliwymi do uzyskania cenami sprzedaży” zdecydowały o zmniejszeniu produkcji surowca służącego do wyrobu żywic melaminowych (wykorzystywanych m.in. do wyrobu płyt drewnopochodnych i laminatów) do zaledwie 20 proc. swoich zdolności wytwórczych.
- To jednoznacznie negatywna informacja dla spółki – uważa Jakub Szkopek, analityk Erste Securities Polska.
W jego opinii istnieje ryzyko, że wkrótce konieczne będzie zmniejszenie skali produkcji także innych wyrobów Grupy Azoty, np. mocznika technicznego, sprzedawanego jako dodatek do paliwa adBlue. Rynek wyczekuje, który z producentów jako pierwszy zdecyduje się na taki ruch, tą drogą pójdą jednak również inni europejscy wytwórcy.
Odbiorcy nie chcą podwyżek
Rynek jest coraz mniej skłony akceptować rosnące ceny produktów powstających na bazie gazu. Jakub Szkopek zauważa, że wprawdzie części producentów chemicznych na Zachodzie udawało się dotychczas przenosić w całości wyższe koszty na odbiorców, ci jednak znoszą to coraz gorzej. Moment, w którym nie będą w stanie płacić wyższych cen, jest coraz bliżej. W dodatku nad Europą krąży widmo recesji, a ona będzie oznaczać spadek sprzedaży, co koncerny chemiczne również zaczynają coraz poważniej brać pod uwagę.
Krystian Brymora też jest zdania, że przemysł i inwestorzy nastawiają się już na recesję, o czym świadczy niska i wciąż spadająca wycena spółek produkcyjnych. Na razie jednak brak twardych danych, które by to potwierdzały.
- Rekordowe wyniki finansowe Grupy Azoty w ostatnim kwartale zeszłego i pierwszym kwartale tego roku to już historia – dodaje analityk z DM BDM.
Hutnicy szykują rozwiązania
- Jeżeli wyłączenie gazociągu Nord Stream potrwa rzeczywiście 10 dni, czyli tyle ile zaplanowany termin remontu, nie spodziewam się problemów. Jest szansa, że lukę wypełnią zgromadzone zapasy. Jeśli jednak przerwa się wydłuży, problem będzie mieć cała Europa, zwłaszcza duzi odbiorcy przemysłowi – mówi Henryk Orczykowski, prezes Stalprofilu.
Przypomina, że w branży hutniczej trwają analizy dotyczące możliwości wprowadzenia kontrolowanego wyłączania dostaw gazu dla niektórych instalacji. Chodzi o to, by dostawcy paliwa zawczasu uzgodnili z odbiorcami zasady ograniczeń, dzięki czemu producenci wyrobów stalowych będą mogli opracować harmonogram produkcji uwzględniający okresowe wyłączenie np. wybranych urządzeń. Przemysław Sztuczkowski, prezes Cognoru, zwraca jednak uwagę, że długotrwałe przestoje będą dla firm bardzo kosztowne.
- Z niepokojem obserwujemy sytuację na rynku gazu. Obawiamy się, że Rosja może odciąć dostawy do państw europejskich. Niemcy i Włosi już zalecają swoim producentom ograniczenie zużycia. W Polsce też nie mamy pewności, ile faktycznie gazu popłynie budowanym gazociągiem Baltic Pipe i w jakim stopniu pokryje on zapotrzebowanie. Czeka nas trudny czas – mówi Przemysław Sztuczkowski.