Rozszerzenie UE głównym wyzwaniem dla szczytu UE

Inga Czerny
opublikowano: 2004-12-15 18:06

Decyzja o rozpoczęciu w przyszłym roku negocjacji członkowskich z Turcją to najważniejsze wyzwanie stojące przed przywódcami 25 państw Unii Europejskiej, którzy spotkają się w czwartek wieczorem w Brukseli na unijnym szczycie. Tak oceniali sytuację w przeddzień szczytu dyplomaci unijni w Brukseli.

Mające zakończyć się wczesnym popołudniem w piątek spotkanie powinno ponadto przesądzić o rozpoczęciu wiosną przyszłego roku negocjacji członkowskich z Chorwacją i o podpisaniu traktatu akcesyjnego z Rumunią i Bułgarią, które razem mają wejść do UE w 2007 roku. Przywódcy państw przyjmą też dokument w sprawie planów budżetowych Unii na lata 2007-2013 oraz deklarację na temat Ukrainy.

Szczyt rozpocznie się w czwartek wieczorem od najważniejszego tematu: przy kolacji przywódcy państw UE omówią kwestię otwarcia negocjacji z Turcją.

Wszystko wskazuje na to, że przywódcy państw UE zdecydują się na otwarcie negocjacji z Ankarą i że jako datę ich rozpoczęcia wyznaczą najprawdopodobniej drugą połowę 2005 roku. Będą to jednak negocjacje obwarowane wieloma warunkami. Najważniejszy przewiduje, że negocjacje będą mieć charakter otwarty, bez gwarancji członkostwa. Oznacza to, że będą mogły być w każdej chwili zerwane, gdyby Ankara złamała podstawowe zasady unijne.

Podczas szczytu dojdzie zapewne do "rozgrywki" między krajami bardziej przychylnymi (Wielka Brytania, Hiszpania, Włochy) i mniej przychylnymi (Austria, Francja, Cypr) wejściu Turcji do UE w sprawie niektórych sformułowań dokumentu końcowego, jak choćby klauzul ochronnych zamykających Turkom dostęp do unijnego rynku pracy.

Według dyplomatów unijnych, Polska popiera aspiracje Turcji i nie zgadza się na stałe odstępstwa od zasady swobodnego przepływu ludzi na rynku unijnym, ale nie należy do najaktywniejszych adwokatów sprawy tureckiej.

Dyplomaci w Brukseli wątpią, by do dokumentu końcowego szczytu wpisano, że w razie zerwania negocjacji UE zaproponuje Turcji coś w rodzaju "uprzywilejowanego partnerstwa". Pomysł ten lansowała prawicowa opozycja w Niemczech, wspominali o nim także politycy francuscy. "Na takie decyzje będzie czas, jeśli okaże się, że negocjacje trzeba przerwać" - powiedział dyplomata z kraju przychylnego wejściu Turcji do UE.

Do rozstrzygnięcia pozostaje też kwestia Cypru. Traktuje on uznanie przez Ankarę Republiki Cypryjskiej jako warunek rozpoczęcia negocjacji członkowskich. Holendrzy, którzy przewodniczą pracom UE, proponują, by Turcja podpisała protokół do zawartej przed laty z UE umowy o stowarzyszeniu celnym. Rozciągając tę umowę na dziesięć nowych krajów członkowskich, w tym Cypr, Ankara w naturalny sposób uzna Republikę Cypryjską. Nie wiadomo jednak, czy sprawę uda się załatwić do piątku.

Na zakończenie szczytu przywódcy państw członkowski złożą też deklaracje w sprawie Ukrainy. Choć Holandia wciąż pracuje nad jej tekstem, wszystko wskazuje na to, że UE zobowiąże się do wysłania jakiegoś pozytywnego sygnału wobec tego kraju, jeśli zapowiedziana na 26 grudnia powtórka drugiej tury wyborów odbędzie się zgodnie z demokratycznymi standardami, a Ukraina będzie podążać drogą reform.

Pytanie brzmi, na czym konkretnie miałby polegać ów pozytywny sygnał. Szef polskiej dyplomacji Włodzimierz Cimoszewicz zapowiedział, że ma to być obietnica ściślejszej współpracy Ukrainy z instytucjami europejskimi. Nie można oczekiwać jednak zapowiedzi jakieś konkretnej formy współpracy ani tym bardziej obietnicy członkostwa. Na razie jest za wcześnie na konkrety, gdyż szczyt odbywa się przed wyborami na Ukrainie.

Przywódcy państw UE przyjmą też dokument w sprawie budżetu Unii na lata 2007-2013. Nie zawiera on propozycji liczbowych - ma być jedynie formą podsumowania dyskusji, która toczyła się dotychczas w UE na temat priorytetów i filozofii wydawania unijnych pieniędzy. Mimo to wciąż nie ma na niego zgody.

Minister Cimoszewicz zażądał w poniedziałek w Brukseli przywrócenia w projekcie dokumentu końcowego szczytu usuniętych pod wpływem Hiszpanii (wspartej m.in. przez Włochy) zapisów o potrzebie dojścia nowych państw członkowskich do średniej unijnej lub usunięcia jeszcze większej partii tekstu.

Ta druga opcja wydaje się na dziś bardziej prawdopodobna, zwłaszcza że zgodzą się na nią Hiszpanie. "Im krótszy dokument, tym lepiej" - zdradziły w środę źródła hiszpańskie. Hiszpanom zależy bowiem na zachowaniu dotychczasowego kształtu polityki regionalnej. Z ich punktu widzenia - im mniej jakichkolwiek słów i deklaracji, dających w przyszłości podstawę do jej zmiany, tym lepiej.

Holendrzy są skłonni na to przystać, bo chcą uniknąć podczas szczytu kłótni w sprawie budżetu. Pragną skoncentrować się na temacie numer jeden, jakim jest w tej chwili dla większości państw UE otwarcie negocjacji akcesyjnych z Turcją.