Rynki wschodzące jeszcze dadzą zarobić

Marek WierciszewskiMarek Wierciszewski
opublikowano: 2013-08-12 07:40

Meksyk, Tajlandia, Filipiny — to gospodarki wschodzące mają najlepsze perspektywy, uważa Ruchir Sharma z banku Morgan Stanley.

Epoka, kiedy etykietka „emerging markets” gwarantowała wysokie zyski, dawno już minęła, twierdzi w rozmowie z „Pulsem Biznesu” Ruchir Sharma, który w bestsellerowej książce „Breakout Nations” zaliczył Polskę do krajów mających największe szanse na awans cywilizacyjny. Jak podkreślił, okres świetności krajów grupy BRIC (czyli Brazylii, Rosji, Indii i Chin) dobiegł już końca. Od tej pory zdolność przyciągnięcia zagranicznego kapitału — i stopy zwrotu z krajowych aktywów — będą zależały od indywidualnych zasług każdego z krajów.

— Kraje rozwijające się są dziś odpowiedzialne za 40 proc. światowej gospodarki. Trudno nadal traktować je jako jedną grupę — ocenia Ruchir Sharma. Wśród walut z rynków wschodzących najlepsze perspektywy średnioterminowe — oprócz polskiego złotego — mają według niego peso meksykańskie, peso filipińskie oraz bat tajlandzki. Równie dobrze powinny sobie radzić giełdy tych krajów. Specjalista liczy na reformy, po tym jak we wszystkich krajach doszło do zmiany politycznych liderów. Do tego rozpoczyna się w nich cykl inwestycyjny i kredytowy, co powinno wspierać koniunkturę w najbliższych latach. W bardziej skomplikowanej sytuacji znajduje się Turcja, gdzie zmęczeniu społeczeństwa dotychczasowym liderem towarzyszy siła krajowej gospodarki.

— Po pewnym czasie im dłużej dane kierownictwo pozostaje przy władzy, tym bardziej aroganckie się staje. Jednak tureckiej gospodarce udało się dobrze zdywersyfikować i zintegrować z Azją Centralną i Bliskim Wschodem, co dobrze rokuje na przyszłość — podkreśla Ruchir Sharma. Niestety, równie dobrze nie będą sobie radzić gospodarki — i aktywa — brazylijskie, rosyjskie i południowoafrykańskie.

Wszystkie te kraje stoją przed perspektywą wolniejszego wzrostu niż w gospodarce amerykańskiej, co jest rozczarowaniem z punktu widzenia niższego etapu rozwoju, na jakim się znajdują. Giełdy całej trójki powinny spisywać się gorzej od giełdy nowojorskiej. Na wszystkich rynkach lepiej uważać także na spółki z dominującą rolą skarbu państwa. Jak oblicza specjalista, w ciągu pięciu lat indeks rynków wschodzących stracił 25 proc. Jednak za całość przeceny odpowiadały spółki państwowe, które straciły 40 proc. wartości. Notowania spółek będących w całości w rękach prywatnych utrzymują się na poziomie sprzed pięciu lat.

— Duży udział spółek kontrolowanych przez skarb państwa to jedna z przyczyn ostatniego słabego zachowania indeksu WIG20 — zauważa Ruchir Sharma. Jego zdaniem, najważniejszym czynnikiem ryzyka dla rynków wschodzących może być spowolnienie w Chinach, na którym stracą kraje będące eksporterami surowców. O ile jednak dojdzie do tego w sposób kontrolowany, zyskają na nim te kraje, które surowce importują (w tym Polska), oraz kraje południowo-wschodniej Azji, które korzystają na utracie konkurencyjności przez Chiny, związanej ze wzrostem płac tamtejszej siły roboczej. Zdaniem Ruchira Sharmy, w perspektywie najbliższych pięciu lat wciąż utrzymuje się potencjał spadkowy na rynkach surowców i akcji z branży surowcowej. Jak wskazuje historia, cykl surowcowy składa się z jednej wzrostowej dekady, po której następują dwie dekady spadków.