Rynkowi ropy grożą kolejne wstrząsy

Marek WierciszewskiMarek Wierciszewski
opublikowano: 2020-03-30 22:00

Załamanie popytu na ropę może doprowadzić do trwałego zamknięcia dużej części mocy wydobywczych, a to mogłoby w kolejnych miesiącach skutkować skokiem cen surowca

Notowania ropy WTI pogłębiały w poniedziałek 17-letnie minimum, po tym jak w weekend znacznie powiększyła się skala związanych z pandemią COVID-19 środków ostrożności w największych gospodarkach. Ceny amerykańskiej odmiany WTI chwilowo spadały o 7 proc. poniżej nienotowanego od 2002 r. pułapu 20 USD za baryłkę, jednak oderwał się od nich kurs brent, który odbijał o ponad 5 proc.

Związane z pandemią załamanie popytu nałożyło się na zwiększenie wydobycia przez Rosję i Arabię Saudyjską. Niedawni partnerzy z porozumienia OPEC+ prowadzą wojnę cenową, mającą na celu wyeliminowanie producentów o wyższych kosztach. Skutkiem jest tak wielka nadwyżka podaży, że niebawem mogą się wyczerpać możliwości przechowywania surowca.

Spadek, jakiego nie było

Zdaniem Międzynarodowej Agencji Energii spadek aktywności przemysłu i dotyczące 3 mld ludzi ograniczenia w poruszaniu się zmniejszają globalny popyt na ropę o 20 mln baryłek dziennie. To oznaczałoby spadek o około 20 proc., czyli o równowartość jej zużycia przez będące największym konsumentem USA.

To oznacza dużo bardziej gwałtowne załamanie popytu niż w czasie wielkiego kryzysu lat 30. czy szoków naftowych lat 70. Tymczasem woli porozumienia nie widać ani po stronie Arabii Saudyjskiej, ani Rosji. Rijad poinformował, że od fiaska szczytu w Wiedniu z początkumarca nie próbowano nawiązać kontaktu z Moskwą. Jednocześnie przedstawiciel rosyjskiego ministerstwa energii stwierdził, że obecne ceny stawiają krajowych producentów ropy w sytuacji niewygodnej, jednak dalekiej od katastrofy.

— Obawy o popyt są kluczowe, jednak dobrze znane. Tym, co rzeczywiście stało za kolejną falą wyprzedaży ropy, były sygnały, że Rosja i Arabia Saudyjska nie zamierzają rezygnować z obecnego kursu. Nadzieje inwestorów spełzły na niczym — komentuje w rozmowie z agencją Bloomberg Vivek Dhar, analityk rynków surowcowych Commonwealth Bank of Australia.

Tym razem jest inaczej

Porozumienie największych producentów w sprawie cięcia wydobycia zatrzymało załamanie cen ropy czasie kryzysu azjatyckiego w 1999 r., kiedy zeszły one poniżej 10 USD za baryłkę. Jednak tym razem sytuacja jest inna, ocenia Julian Lee, strateg rynku ropy agencji Bloomberg. Wówczas największą część cięć produkcji zgodziła się wziąć na siebie Arabia Saudyjska.

Różnica polega na tym, że wtedy ropa była uważana za surowiec, który się wyczerpuje. Dla Saudyjczyków był to ważny argument za tym, żeby jej zasoby pozostawić na przyszłość, kiedy ceny będą mogły tylko rosnąć. Po ponad 20 latach boom łupkowy i rosnąca presja na ograniczenie emisji CO 2 każą sądzić, że kres osiągnął potencjał globalnego popytu, a nie podaży ropy, zauważa specjalista.

„Teraz pozostawienie ropy w ziemi może oznaczać, że nie zostanie ona wydobyta już nigdy” — ocenia w komentarzu Julien Lee.

Do ograniczeń w wydobyciu opłacałoby się przystąpić nawet USA, które wyrosły na największego konsumenta ropy na świecie. Jednak zdaniem specjalisty czas na skoordynowaną reakcję producentów na związane z pandemią COVID-19 załamanie popytu już minął. Kolejny szczyt OPEC jest planowany na czerwiec, a nawet gdyby doszło do przyspieszonego cięcia produkcji, to i tak najwcześniej weszłoby ono w życie w maju. Skutkiem będzie gwałtowny przyrost światowych zapasów ropy.

To przywołuje na myśl sytuację po kryzysie finansowym, kiedy nadmiarową ropę przechowywano nawet w tankowcach zakotwiczonych na morzu. Jednak tym razem może okazać się to znacznie trudniejsze niż w 2009 r. Według think tanku IHS Markit bez cięć wydobycia skumulowana globalna nadwyżka podaży nad popytem sięgnie do połowy roku 1,8 mld baryłek ropy.

Wydobycie z dopłatą

To przekroczyłoby możliwości przechowywania surowca, które w skali globu sięgają 1,6 mld baryłek. W rezultacie producenci będą zmuszeni do wstrzymywania wydobycia już nawet nie dlatego, że bezpośrednie koszty jego wydobycia będą przekraczały ceny sprzedaży. Zdaniem ośrodka JBC Energy wielu z nich będzie się opłacało nawet dopłacać do każdej wydobytej baryłki, byleby nie doszło do nieodwracalnego w niektórychprzypadkach zatrzymania produkcji.

„Do połowy roku zbiorniki na ropę będą bliskie zapełnienia, przewożące ją tankowce pozostaną na morzu, a producenci będą zmuszeni zatrzymywać produkcję ze względu na to, że nie będą mieli gdzie fizycznie przekazywać wydobytej ropy” — przewiduje Julien Lee.

Zdaniem banku Goldman Sachs to doprowadzi do kolejnych zawirowań. Wstrzymanie produkcji w wielu przypadkach skutkować będzie uszkodzeniem zbiorników i wiertni. To oznaczałoby trwałe obniżenie mocy wydobywczych. W rezultacie późniejsze odbicie cen ropy mogłoby być bardzo duże i prowadzić do wzrostu inflacji, ostrzegają specjaliści.

„Ceny mogłyby wzrosnąć bardziej niż do zakładanych przez nas w dotychczasowym scenariuszu bazowym na czwarty kwartał 40 USD za baryłkę. Tym samym normalizacji aktywności w globalnej gospodarce towarzyszyłby szok inflacyjny — wynika z datowanego na czwartek raportu.