Na początku czerwca miał być gotowy rządowy program wsparcia przedsiębiorców z kredytem kupieckim i handlujących na terenie kraju (eksporterzy już mogą korzystać z rozwiązań pomocowych, patrz ramka obok). Bez niego coraz trudniej ubezpieczać należności w komercyjnych firmach ze względu na zbyt duże ryzyko szkodowości w obliczu trwającego kryzysu. Tymczasem nie ma nawet projektu ustawy niezbędnej do wprowadzenia odpowiednich narzędzi, takich jak gwarancje skarbu państwa czy reasekuracja. Są za to obietnice resortu rozwoju, który pilotuje prace nad kolejnymi tarczami.

„Obecnie finalizowane są prace wewnątrzresortowe (…). Niebawem projekt zostanie poddany prekonsultacjom z zakładami ubezpieczającymi, a następnie skierowany do prac legislacyjnych” — informuje biuro prasowe Ministerstwa Rozwoju w odpowiedzi na pytania „PB”.
Na pytanie, kiedy państwo będzie gotowe wesprzeć ubezpieczycieli, nie otrzymaliśmy jednoznacznej odpowiedzi.
„Dążymy do jak najszybszego zakończenia prac. Mamy nadzieję, że zarówno Rada Ministrów, jak i Sejm i Senat zaaprobują nasz projekt. Następnym krokiem będzie jego notyfikacja przed Komisją Europejską” — pisze resort w mejlu.
Wiele krajów już zajęło się problemem ubezpieczeń należności bądź go rozwiązało.
— W blisko 30 krajach na świecie pracuje się nad rządowymi programami wsparcia rynku kredytu kupieckiego. Przedsiębiorcy z ośmiu krajów [m.in. Niemiec, Belgii, Francji, Wielkiej Brytanii — red.] korzystają już z gotowych rozwiązań, co daje im przewagę rynkową — zwraca uwagę Jarosław Jaworski, prezes ubezpieczyciela Coface.
— Europejskie kraje korzystają z wcześniejszych doświadczeń i powtarzają schemat z poprzednich kryzysów, podczas gdy w Polsce robimy to [pracujemy nad rządowym program wsparcia kredytu kupieckiego — red.] po raz pierwszy — dodaje Maciej Harczuk, członek zarządu Euler Hermes, ubezpieczyciela.
Mozolne negocjacje
Co do tego, że rząd pracuje w pocie czoła, aby zabezpieczyć gospodarkę przed negatywnym wpływem koronawirusa, branża ubezpieczeniowa nie ma wątpliwości. Z dnia na dzień traci jednak cierpliwość, bowiem od marca ubezpieczyciele ostrzegają o konsekwencjach odcięcia firm od kredytu kupieckiego.
— Nakręcimy spiralę upadłości — twierdzą jednogłośnie.
W okolicy świąt wielkanocnych branży udało się nawiązać dialog z przedstawicielami rządu i nadzorcą — rozmowy dotyczyły kształtu pakietu pomocowego. Ubezpieczyciele zabiegali o rozwiązania podobne do niemieckich, bo ich zdaniem są najlepsze pod względem organizacyjnym i korzyści dla przedsiębiorców. I co nie bez znaczenia, rząd niemiecki okazał się hojniejszy od francuskiego. Z relacji naszego rozmówcy, który zastrzega sobie anonimowość, wynika, że pod koniec kwietnia udało się wypracować wspólne rozwiązanie, zbliżone do modelu naszego zachodniego sąsiada, lecz od tamtej pory nic się nie wydarzyło. Przerwano rozmowy i tylko co jakiś czas wysyłano ubezpieczycielom lakoniczną wiadomość, że rządowe prace nad programem pomocnym są w toku — ostatni raz w zeszłym tygodniu.
Ministerstwo Rozwoju twierdzi, że ma gotowe rozwiązanie. W mejlu przesłanym do redakcji biuro prasowe resortu rozwoju informuje, że „przyjęta koncepcja to połączenie rozwiązań francuskich i niemieckich”. Według MR to „pierwszy taki model w Europie, łączący hybrydowo najlepsze doświadczenia dwóch ważnych państw unijnych o silnych rynkach ubezpieczeń należności”.
Rządowe koło ratunkowe
Korporacja Ubezpieczeń Kredytów Eksportowych (KUKE) to państwowy ubezpieczyciel, który prowadzi również działalność komercyjną. W pierwszej połowie maja wprowadził do oferty nowe ubezpieczenia dla eksporterów z gwarancją skarbu państwa. Mowa o KUKE GAP EX i KUKE GAP EX+, które dostępne będą do końca tego roku. Pierwszy instrument przeznaczony jest dla firm, które mają ubezpieczenie należności, ale chcą zwiększyć sprzedaż eksportową. Drugi — dla przedsiębiorców odesłanych przez komercyjne zakłady z kwitkiem.
Gwarant płynności
Od słowa do czynu jest daleka droga. Niektórzy przedstawiciele branży ubezpieczeniowej tracą nadzieję, że pomoc nadejdzie od lipca.
— Kredyt kupiecki odpowiada za około 50 proc. zobowiązań krótkoterminowych polskich przedsiębiorstw. Jeśli firmy zostaną odcięte od tej formy zabezpieczenia należności [w przypadku niewypłacalności kontrahenta ubezpieczyciel pokrywa należność do wysokości z góry ustalonego limitu — red.], stracą konkurencyjność rynkową, co może je doprowadzić do utraty płynności, a w konsekwencji spowodować pogorszenie kondycji i upadłość — mówi Mariusz Pepłoński, dyrektor sprzedaży w departamencie ryzyka finansowego brokera Aon Polska.
Maciej Haraczuk tłumaczy, że bez gwarancji skarbu państwa firmy oraz ubezpieczyciele będą musieli znacznie ograniczyć wartość transakcji z odroczonym terminem płatności. W konsekwencji polskie przedsiębiorstwa stracą konkurencyjność, bo zakupy będą musiały w większym stopniu finansować gotówką, co znacznie ograniczy ich zdolność do odbudowy pozycji sprzed kryzysu, dodaje ekspert. Jego zdaniem mierzymy się z największym kryzysem gospodarczym, jaki wydarzył się po II wojnie światowej.
— Jeszcze przez kilka kwartałów większość gospodarek i firm będzie operować na poziomie maksymalnie 70-80 proc. swoich wcześniejszych możliwości, a liczba niewypłacalności wzrośnie na świecie o 20 proc. — prognozuje przedstawiciel Eulera Hermesa.
Tykająca bomba
Ubezpieczyciele sztucznie powstrzymują lawinę wniosków o wypłatę odszkodowań z ubezpieczenia należności, która i tak nadejdzie.
— Obecnie obserwujemy wzrost częstotliwości wypłat odszkodowań z powodu braku zapłaty należności przez kontrahentów ubezpieczonych firm. Ten proces spowalniają celowe działania ubezpieczycieli, polegające na wydłużeniu o 30 lub 60 dni czasu na windykację należności. Bufor czasowy jednak się skończy, a wtedy na przełomie sierpnia i września spodziewamy się lawiny szkód — uprzedza Dominika Kozakiewicz, prezes Aon Polska.
— Znaczący wzrost liczby szkód rozpocznie się w naszej opinii w wakacje — dodaje Marek Brandt, country manager ubezpieczyciela Credendo.
Dodaje, że jeżeli program rządowy nie wejdzie w życie, będzie trzeba wdrożyć alternatywną strategię, dostosowaną do zwiększonego ryzyka. Chodzi o politykę cięcia limitów ubezpieczenia, co już się dzieje. Na razie jednak stopniowo i u poszczególnych klientów.
— Zarządzamy ryzykiem i za pośrednictwem naszych usług doradzamy w tym zakresie również klientom. W sytuacji zwiększającego się ryzyka niewypłacalności firm dostawcy powinni uwzględnić to w swojej polityce sprzedażowej, aby móc zachować środki i możliwości dalszej sprzedaży w kredycie kupieckim, a nawet — swoją własną płynność finansową — wyjaśnia przedstawiciel Eulera Hermesa.
W obliczu ewidentnych problemów firm, zwłaszcza z sektorów np. meblowego, transportu czy HoReCa, ubezpieczyciel dotychczas rekomendował w konkretnych przypadkach „zmniejszenie kredytowania i przejście częściowo na rozliczenia bieżące”. Przed ostrym cięciem limitów na masową skalę powstrzymuje go tylko obiecane systemowe wsparcie ze strony państwa. Marcin Olczak, dyrektor departamentu ryzyka kredytowego i politycznego w firmie brokerskiej Marsh Polska, uważa, że jeśli ubezpieczyciele zostaną wystawieni do wiatru, co według niektórych uczestników rynku jest realnym scenariuszem, to należy się spodziewać dalszych redukcji limitów ubezpieczeniowych i skokowego wzrostu kosztów zabezpieczenia należności. Na tym jednak nie koniec. Zdaniem eksperta oprócz braku konkurencyjności rynkowej firmom grozi także ograniczony dostęp do usług faktoringowych.
— Od kilku lat banki powoli zmniejszają swój udział w finansowaniu gospodarki, a w ich miejsce wchodził faktoring z przejęciem ryzyka niewypłacalności odbiorcy, w znakomitej większości oparty na limitach kredytowych przyznawanych przez ubezpieczycieli. Jeżeli dojdzie do znaczących redukcji limitów kredytowych, automatycznie pójdzie za tym proporcjonalny spadek finansowania. Zmiana struktury będzie skutkowała nie tylko jego ograniczeniem, ale w konsekwencji przełoży się na wyższy koszt finansowania — mówi Marcin Olczak.
533,5 mld zł W sumie tyle należności ubezpieczyły polskie firmy w 2019 r., co stanowi 24 proc. wartości polskiego PKB...
415,5 mld zł …w tym aż tyle należności dotyczyło przedsiębiorców handlujących w kraju. Reszta przypada polskim eksporterom.