Indeks Hang Seng China Enterprises podskoczył o 2,6 proc. na zamknięciu sesji we wtorek, bo rząd w Pekinie chce zasilić kwotą 2 bln juanów (278 mld USD) fundusz stabilizacyjny, który będzie skupował chińskie akcje w celu poprawy ich notowań. Jak wynika z informacji agencji Bloomberg, jego ostateczna wartość może wynieść nawet 3,5 bln juanów (488 mld USD).
Informacja pojawiła się w momencie krytycznym dla głównego indeksu rynku akcji - blisko jest on zniwelowania całej zdobyczy z przełomu 2022 i 2023 r. Hang Seng w krótkim czasie urósł wówczas o ponad 50 proc. na wieść o zniesieniu w Chinach polityki zero covid. Nadzieje na to, że da to mocny impuls tamtejszej gospodarce okazały się jednak płonne, dlatego niemal przez cały ubiegły rok inwestorzy pozbywali się chińskich akcji. Główny indeks akcji stracił niemal 40 proc. wartości, bo kryzys na rynku nieruchomości się pogłębił, obawy przed spiralą deflacyjną nasiliły, a do tego wszystkiego doszło wyższe ryzyko polityczne i obawy o skutek rosnących napięć na arenie międzynarodowej.
Plotki o funduszu stabilizacyjnym krążyły wśród zarządzających funduszami chińskich akcji od kilku tygodni. Pretekst dał premier Li Qiang, który stwierdził, że giełdzie potrzebne są “skuteczne działania rządowe”. Jak wynika z oficjalnego oświadczenia, to on przewodził spotkaniu, na którym podjęta została decyzja o zasileniu giełdy państwowym kapitałem.
Czas pokaże, czy impuls zmieni nastawienie inwestorów, którzy Chiny omijali szerokim łukiem, wskutek czego wartość tamtejszego rynku spadła właśnie poniżej wartości rynku indyjskiego. Chiny ciążyły też na indeksach rynków wschodzących - gdyby sytuacja w Państwie Środka się zmieniła, na napływy mogłyby liczyć fundusze emerging markets, lokujące kapitał także w Polsce.
– Na razie odbicie na chińskich akcjach jest stosunkowo małe i trudno wyrokować, jaki będzie rezultat zapowiedzianego wsparcia rządowego. Jeżeli trwale przywróci wiarę zagranicznych inwestorów w akcje firm z Państwa Środka, to będziemy mogli oczekiwać napływu dodatkowego kapitału na GPW za pośrednictwem funduszy inwestujących na rynkach wschodzących. Do tego być może będą jednak potrzebne inne decyzje w zakresie polityki fiskalne w Chinach, bardziej kompleksowe niż zapowiedziane dokapitalizowanie - mówi Eryk Szmyd, analityk XTB.

Ostrożnie podchodzimy do informacji o wsparciu chińskiego rynku kapitałowego. W naszej ocenie podana kwota 2 bln juanów nie zostanie przeznaczona na zakup akcji. Rząd próbuje powstrzymać załamanie giełdy, która jest blisko długoterminoweg minimum, mimo hossy w innych regionach świata.
Dotychczasowe tego typu działania chińskich regulatorów miały wątpliwą skuteczność, a stosunkowo mała zwyżka indeksy akcji wskazuje, że rynek nie pokłada dużej nadziei w zapowiedzianym dokapitalizowaniu. Nasze podejście do chińskich akcji jest obecnie jednoznaczne. Uważamy, że bez istotnej stymulacji fiskalnej, która przywróci zaufanie do rynku nieruchomości, na giełdzie nie będzie przełomu.
Pocieszać może fakt, że z perspektywy rynków wschodzących znaczenie Chin stopniowo spada. Tegoroczna słabość WIG20 nie ma żadnego związku z tym, co dzieje się w Państwie Środka. Polska, a także większe państwa zaliczane do grupy emerging markets, takie jak Indie czy Ameryka Łacińska, zaczynają żyć własnym życiem. Najlepszym tego dowodem jest to, że całkowita kapitalizacja giełdy w Bombaju właśnie wyprzedziła wartość spółek notowanych w Hongkongu.

