Podatkowe uregulowania dotyczące samochodów wykorzystywanych w działalności gospodarczej są podręcznikowym przykładem, w jaki sposób nie należy tworzyć przepisów.
Trudno zrozumieć, czemu ma służyć podatkowa dyskryminacja przedsiębiorców wykorzystujących samochody do robienia interesów.
Legislacyjne ujęcie tych ograniczeń również pozostawia wiele do życzenia. Fiskus wymierzył cios w posiadaczy samochodów osobowych, które w początkowym okresie obowiązywania przepisów zostały zdefiniowane tak nieudolnie, że nawet cin- quecento miał szansę stać się ciężarówką. Wystarczyło wprawić kratę. Błędom legislacyjnym towarzyszyło zamieszanie interpretacyjne. Wskutek zmian poglądów władz skarbowych, na początku tego roku nad wieloma drobnymi przedsiębiorcami zawisła groźba bankructwa z powodu konieczności zwrotu VAT-u odliczonego w przeszłości plus 30-proc. sankcja i odsetki karne. Jakby tego było mało, parlament uchylił jedną z ustaw dotyczących tej materii, w taki sposób, że straciły moc przepisy wykonawcze ustalające stawki i ryczałty samochodowe. Ta nonszalancja odbiła się na tysiącach zwykłych obywateli, którym pracodawcy odmówili wypłat ryczałtów. Nad tym wszystkim unosi się duch papieromanii — tutaj delegacja służbowa, tam ewidencja przebiegu pojazdu według wzoru MF.
Jednym słowem, twórcy tego systemu zadbali, aby księgowi, biegli rewidenci, doradcy podatkowi, teoretycy prawa podatkowego mieli zajęcie.