W piątek 15.10 raportów kwartalnych spółek było w USA niewiele, ale Goldman Sachs pochwalił się wynikiem oczywiście lepszym od prognoz. Ta stara gra Wall Street (niższe prognozy, wyższe wyniki) nie przestaje mnie śmieszyć tym, że zawsze działa.
Skupiono się na danych makro, które były słodko – gorzkie (szczegóły w komentarzu tygodniowym 22.10). Sprzedaż detaliczna we wrześniu wzrosła, a miała spaść (miesiąc do miesiąca), ale indeks NY Empire State zanurkował zdecydowanie mocniej niż tego oczekiwano, a indeks Uniwersytetu Michigan (dane wstępne) spadł (oczekiwano, że wzrośnie).
Jak widać niespecjalnie było się czym cieszyć, ale rynek w tej fazie (przypominam – sezon raportów kwartalnych) wybiera rodzynki i nie widzi cytryn – skupiono się na danych o sprzedaży detalicznej zapominając o nastrojach konsumentów i obniżania się oczekiwań co do reszty gospodarki.
Na Wall Street indeksy wzrosły, mimo tego, że całkiem mocno wzrosła rentowność obligacji (po ostatnich spadkach to nawet dziwić nie mogło). Rentowność uderzyła jednak w ceny złota, które straciło półtora procent stawiając pod dużym znakiem zapytania formację podwójnego dna. Nie zaszkodziło to w niczym surowcom przemysłowym – nadal drożał ropa i gwałtownie drożała miedź.
Dobre nastroje w piątek 15.10 panowały również na giełdach europejskich, gdzie indeksy ponownie wzrosły (co jednak korekty zdecydowanie nie kończyło). Polska giełda znowu poszła swoją drogą. Jakoś tak ostatnio ciągle była w przeciwfazie – jak indeksy na innych giełdach europejskich spadały to u nas rosły i odwrotnie.
Tym razem WIG20 przez całą sesję spadał i dopiero końcówka pozwoliła na zredukowanie tego spadku prawie do zera – WIG20 stracił 0,22%. Wątpię, żeby takie zachowanie miało swoje podłoże w danych makro, czyli inflacji CPI (5,9%) wyższej od wstępnego odczytu (5,8%). Nawet złotemu te dane niewiele pomogły.
We wtorek od rana nastroje psuły dane opublikowane w Chinach. Tam w 3. kwartale PKB wzrósł jedynie o 4,9% (oczekiwano 5,2%), produkcja przemysłowa wzrosła we wrześniu o 3,1% (oczekiwano 4,5%) i jedynie sprzedaż detaliczna była lepsza od oczekiwań (4,4% vs. 3,3%). Takie spowolnienie wzrostu gospodarczego (18,3% w pierwszym kwartale, 7,9% w drugim) pokazywało jak działają problemy z zaopatrzeniem (logistyką), energią elektryczną i inne.
Pozostawało pytanie, czy inwestorzy nie potraktują tego spowolnienia wzrostu jak tego, co czeka też gospodarki ich krajów. W Europie potraktowano to ostrzeżenie poważnie i indeksy straciły po blisko jeden procent, w czym pomagało niepewne rozpoczęcie sesji w USA.
W Polsce WIG20 znowu był w przeciwfazie – całkiem wyraźnie rósł (pomagał znowu sektor bankowy i KGHM) i dopiero spore spadki indeksów europejskich doprowadziły do zmniejszenia skali zwyżki, ale i tak niedźwiedzie nie tryumfowały, bo mimo spadku indeksów we Francji i w Niemczech u nas WIG20 ocalił mikroskopijną zwyżkę (0,24%). Złoty powrócił do swojej słabości wyraźnie tracąc do głównych walut mimo tego, że kurs EUR/USD kosmetycznie wzrósł.
W USA najwyraźniej czekano na zakończenie sesji w Europie, bo właśnie po nim indeksy dziarsko ruszyły na północ. Chińskie dane szybko poszły w zapomnienie i gracze nadal kupowali spółki z sektora wysokich technologii licząc na ich znakomite raporty kwartalne. Nawet kontynuacja zwyżki rentowności obligacji nie zaszkodziła bykom. Spory wzrost NASDAQ (0,84%) wyciągnął też w górę S&P 500, który zyskał niewiele, bo tylko 0,34%. DJIA nawet odnotował mikroskopijną stratę (0,1%).
Jak widać stara gra Wall Street w sezonie raportów kwartalnych ma się bardzo dobrze. Więcej w piątek 22.10 w komentarzu tygodniowym.
Link do tygodniowego komentarza (15.10):