Sukces wezwania nie jest pewny, bo niewielu zarobi na transakcji
Dziś rozpoczynają się zapisy w wezwaniu na nieco ponad 1 mln akcji Sfinksa, co daj 11,2 proc. głosów na walnym zgromadzeniu spółki zarządzającej siecią restauracji Sphinx, Chłopskie Jadło i Wook. Wzywającym jest giełdowy AmRest, operator kilku marek w segmencie barów i restauracji. Zapisy potrwają dwa tygodnie. Oferowana cena, czyli 19,41 zł, tylko nieznacznie odbiega na plus od kursu giełdowego pierwszej z firm. Zachowanie kursu wskazuje, że są szanse na sukces wezwania, choć z drugiej strony niewielu będzie takich, którzy zarobią na tej transakcji. Notowania spółki znajdują się bowiem w okolicy historycznych dołków.
Wątpliwości wokół wezwania jest zresztą więcej, co niestety wynika z dość oszczędnej polityki informacyjnej AmRestu. Swoje zastrzeżenia głośno wyartykułował zarząd Sfinksa, który w piątek w specjalnym komunikacie nie zostawił suchej nitki na ofercie konkurenta i dał inwestorom jasny sygnał: nie odpowiadajcie na wezwanie.
Stanowisko zarządu można oczywiście zrozumieć. Trudniej zrozumieć niektóre argumenty. Szefowie łódzkiej spółki wskazują m.in. na to, że wzywający nie wyjaśnia intencji co do przyszłości inwestycji. Podkreślają, że AmRest nie odpowiada na pytanie, czy chodzi o docelowe przejęcie kontroli nad firmą, czy też tylko o zwiększenie udziału w akcjonariacie w nadziei na przyszłe zdyskontowanie nabytych walorów i dywidendę. Tymczasem kilka dni temu Wojciech Mroczyński, członek zarządu AmRestu, a wcześniej Mateusz Sielecki, reprezentujący firmę w kontaktach z mediami i inwestorami, jednoznacznie podkreślali, że wezwanie to krok do przejęcia właściciela marki Sphinx. Nieporozumienia biorą się niestety z tego, że strony nie usiadły do rozmów. To akurat niekoniecznie musi dziwić. Po pierwsze — udział AmRestu w Sfinksie po wezwaniu i tak nie będzie dominujący i na przedstawienie planów i konsultacje przyjdzie jeszcze czas. Po drugie — przejęcie kontroli z dużym prawdopodobieństwem będzie oznaczać wymianę władz w Sfinksie. Taki rozwój wypadków sugerują wypowiedzi przedstawicieli AmRestu, którzy twierdzą, że pod ich rządami Sfinks działałby dużo lepiej.
Zarządy obu spółek na razie nie rozmawiają, ale AmRest nie ma problemów z porozumieniem się z Tomaszem Morawskim, szefem rady i głównym akcjonariuszem Sfinksa. 20 sierpnia AmRest kupił od Tomasza Morawskiego 836 tys. akcji i ma już 14,05 proc. Sfinksa. Udział Tomasza Morawskiego w Sfinksie spadł z 45,37 proc. do 36,36 proc. To może sugerować, jaką taktykę obrał AmRest.
Na razie rezultaty obu firm są bezwzględnie słabsze od prognozowanych i tylko częściowym usprawiedliwieniem jest faza rozwoju, w której się znajdują. Ekspansja to bowiem najpierw koszty, a dopiero później ewentualne profity. Menedżerowie Sfinksa chwalą się, że pod względem rentowności w pierwszym półroczu wypadli lepiej niż konkurent. Wyniki obu spółek wciąż są dość zmienne, a lepsze kwartały przeplatają się ze słabymi. W przypadku Sfinksa nawet takimi, które kończą się stratą. Analitycy wątpią, czy spółce uda się w tym roku wypracować zapowiadane 10 mln zł zysku netto, co może być dodatkowym argumentem dla tych, którzy wahają się, czy odpowiedzieć na wezwanie.
Kamil
Zatoński