W ciągu kilku-kilkunastu dni, ale jeszcze przed wyborami parlamentarnymi, ma się odbyć walne zgromadzenie akcjonariuszy Towarzystwa Finansowego Silesia. Do walnego miało dojść 8 września, ale się nie odbyło, bo audytor nie przygotował na czas opinii do sprawozdań finansowych. I, mówiąc szczerze, ja mu się wcale nie dziwię. Bo gdyby każdemu z nas przyszło napisać komentarz do osiągniętej w 2004 r. straty netto wysokości 57,3 mln złotych, przy przychodach 144 mln, i nie chciałby używać słów powszechnie uważanych za obraźliwe, też byłby w poważnym kłopocie.
Towarzystwo to prawdziwe „towarzystwo wzajemnej adoracji”, utworzone przez skarb państwa do wspierania restrukturyzacji hutnictwa i hojnie na tę okoliczność wyposażone z budżetu kwotą, bagatela, 500 mln złotych, finalizuje obecnie sprzedaż Huty Częstochowa. I już intensywnie zastanawia się, jak skutecznie rozdysponować 230 mln złotych, które zasilą jej konta. Nie to, żeby pomysłów nie było. O nie. Jest ich raczej nadmiar — wszyscy wyciągają ręce, a prezesi Silesii są najbardziej pożądanymi gośćmi na wszystkich uroczystościach w regionie.
Na szczęście, jeszcze Towarzystwo Finansowe Silesia w całości należy do skarbu państwa, tak więc jego walne zgromadzenie to minister Jacek Socha i... minister Jacek Socha. Mamy więc nadzieję, że po burzliwych obradach walnego zgromadzenia komunikat będzie nadzwyczaj krótki: WZA Silesia, jednomyślnie, wobec nierealizowania celów statutowych i trwonienia majątku państwowego, podjęło decyzję o samorozwiązaniu towarzystwa i przekazaniu wszystkich aktywów do skarbu państwa.