Skarb nie musi ronić łez nad BGŻ

Agnieszka Berger
opublikowano: 2011-05-19 00:00

Wpadka z ofertą banku to, zdaniem inwestorów, tylko incydent, a nie początek złej passy ministra Grada.

Kolejne prywatyzacje się udadzą, jeśli tylko MSP znowu nie przesadzi z ceną

Wpadka z ofertą banku to, zdaniem inwestorów, tylko incydent, a nie początek złej passy ministra Grada.

Niezrealizowany plan przychodów skarbu państwa z giełdowej sprzedaży akcji BGŻ to jeszcze nie katastrofa. Choć po redukcji oferty o dwie trzecie (do ponad 12 proc. akcji) i obniżeniu ceny do 60 zł ministerstwo zarobi na akcjach banku zaledwie nieco ponad 300 mln zł, to w rezerwie jest jeszcze wiele wartościowych aktywów, które powinny zapewnić przychody na zaplanowanym poziomie. Oczywiście pod warunkiem, że wpadka z BGŻ to tylko jednorazowe niepowodzenie ministra skarbu, a nie początek złej passy. Eksperci uważają, że szef resortu skarbu na razie nie ma powodu do zmartwienia. BGŻ nie cieszył się powodzeniem wśród inwestorów, bo był po prostu za drogi i za słaby.

— BGŻ był niewygodny m.in. dlatego, że sektor bankowy jest jednym z największych, więc bardzo łatwo w nim znaleźć alternatywną inwestycję — komentuje Grzegorz Chłopek, wiceprezes ING PTE.

— BGŻ nie jest interesujący, bo niczym się na tle konkurentów nie wyróżnia. A jeśli już, to na minus — niską rentownością kapitałów. Cena nie miała takiego znaczenia, my kupujemy dobre spółki, a nie tanie. Ministerstwo myślało, że wszystko można sprzedać, teraz już wie, że tak to nie działa — mówi Ryszard Rusak, zarządzający Union Investment TFI.

Źródełko wysycha

Zdaniem Michała Marczaka, szefa departamentu analiz DI BRE Banku, każda kolejna oferta publiczna skarbu będzie trudniejsza, bo OFE mają coraz mniej pieniędzy w wyniku obniżenia składek.

— A w kolejce czekają pozycje obowiązkowe, które wszyscy będą chcieli kupić, np. PKO BP czy PZU — mówi Michał Marczak.

Analityk dodaje, że poważną konkurencję dla giełdowej oferty ministra skarbu stanowią też oferty prywatnych emitentów, których ostatnio na rynku jest dużo. Mimo to, jego zdaniem, dobre spółki będą się sprzedawały — to tylko kwestia ceny.

W opinii Piotra Sieradzana, prezesa Trigon TFI, węższy strumyczek wpływów OFE nie przeszkodzi ministrowi skarbu w udanych prywatyzacjach giełdowych.

— To oczywiście ma znaczenie, ale nie był to główny czynnik niepowodzenia oferty BGŻ. Głównym była cena i ogólna niepewność panująca na rynkach — ocenia Piotr Sieradzan.

Nowej ery nie widać

Podobną opinię ma Grzegorz Chłopek. Jego zdaniem, przypadek BGŻ to nie przejaw nowego trendu. Jeśli wśród kolejnych ofert ministra skarbu trafią się "diamenty", nie będzie problemu z wygospodarowaniem pieniędzy na inwestycje.

— Wszystko jest kwestią ceny. Inwestorzy oczekują, że takie oferty będą przeprowadzane z pewnym dyskontem w stosunku do rynku wtórnego lub innych podmiotów z branży — niezależnie od tego, kto jest emitentem. Tym charakteryzuje się rynek pierwotny. Jeśli inwestycja będzie naprawdę atrakcyjna, pieniądze zawsze się znajdą — uważa przedstawiciel ING PTE.

Czy takim "diamentem" okaże się Jastrzębska Spółka Węglowa (JSW), która ma być przedmiotem największej w tym roku oferty publicznej organizowanej przez skarb?

— Tego jeszcze nie wiemy. Wszystko zależy od fundamentów spółki i ogólnej sytuacji na rynku — mówi Grzegorz Chłopek.

Nasi rozmówcy nie zgadzają się również z tezą, że łatwe oferty skarb państwa ma już za sobą, a zostały mu trudne prywatyzacje. Choć z pewnością spółki, których minister nie będzie sprzedawał w ofercie publicznej, jak Enea, Lotos czy Energa, będą wymagały więcej zachodu. JSW, której atrakcyjność zależy w dużym stopniu od sytuacji na rynku węgla, też niekoniecznie okaże się samograjem na miarę PZU czy PKO BP.

— Mimo to nie można powiedzieć, że nastała nowa era trudnych prywatyzacji —uważa Piotr Sieradzan.