O zakup atrakcyjnej sieci aptek rywalizowało trzech oferentów. W bulwersujących okolicznościach z gry wypadł Cefarm. Kto za tym stoi?
Lista chętnych na zakup sieci EuroAptek, należących do litewskiej grupy Vilniaus Prekyba, początkowo liczyła dziewięć firm. Weryfikację przeszły trzy, które 5 maja miały ostatecznie potwierdzić udział w przetargu. Wśród nich państwowa Centrala Farmaceutyczna Cefarm, która jako jedyna otwarcie deklarowała, że złożyła ofertę. Jakie mogły być pozostałe? Wiele wskazuje na trzy firmy: Polską Grupę Farmaceutyczną (PGF), Farmacol i Tamro. Władze Farmacolu i PGF zapowiadały wcześniej chęć dokonania przejęć w branży. PGF złożył nawet ofertę prywatyzacyjną na zakup Cefarmu. Fiński hurtownik leków Tamro, dysponujący własną siecią aptek na Litwie, w Estonii i Norwegii, zainwestował zaś niedawno w warszawską hurtownię FarmPlus, co mogło sugerować zamiar stworzenia własnej sieci aptek. To tylko spekulacje, bo przetarg od początku owiany był tajemnicą. Taką zasadę przyjął prowadzący go bank: BNP Paribas.
Tajne przez poufne
— Nie wypowiadamy się w sprawie przetargu na EuroApteki — ucina Tomas Mokrikas, prezes sieci EuroAptek.
Podobnie reaguje Grzegorz Drożdż, rzecznik PGF.
— Nie mamy w zwyczaju komentować plotek — mówi Niko Palosuo, rzecznik Tamro.
— Nasza oferta była jedną z najlepszych. Mieliśmy duże szanse sfinalizować transakcję. Z naszych rozmów z Litwinami wynikało, że chcą zamknąć sprawę sprzedaży EuroAptek najpóźniej w lipcu — twierdzi Jerzy Barański, były prezes Cefarmu.
Szacowano, że Litwini zamierzali wziąć za EuroApteki minimum 40 mln zł. Oferenci chcieli jednak podobno dać znacznie więcej. Cefarm był prawie pewny zwycięstwa. Można było przypuszczać, że Vilniaus Prekyba nie zdecyduje się odstąpić swojej sieci aptek firmie Tamro, z którą walczy o rynek w krajach nadbałtyckich. Ostateczna rywalizacja rozegrałaby się więc między dwoma polskimi firmami. Wystarczyłoby, żeby jedna z nich przebiła ofertę konkurenta.
Zaginiona kopia
Niespodziewanie sprawy przybrały jednak inny obrót. 4 maja na zwołanym naprędce nadzwyczajnym walnym zgromadzeniu Cefarmu wiceminister skarbu Maciej Heydel odwołał zarząd spółki z prezesem Barańskim. Przez kilkanaście godzin praktycznie nikt nie zarządzał firmą. Nikt więc nie potwierdził oferty w terminie — do 5 maja, co oznacza, że spółka wypadła z przetargu. Do siedziby Cefarmu wkroczyli zaś w towarzystwie ochroniarzy powołani przez właściciela prokurenci. Jak twierdzą przedstawiciele związków zawodowych działających w spółce, zażądali udostępnienia poufnych dokumentów — w tym liczącej kilkadziesiąt stron oferty wiążącej na zakup EuroAptek. Oferta została powielona na ksero. Co stało się z kopią, nie wie nikt. Nie ma więc gwarancji, że konkurencja nie zapoznała się z jej treścią.
— Wypadnięcie Cefarmu z gry mogłoby znacznie obniżyć cenę EuroAptek. Konkurenci, znając naszą ofertę, bez trudu mogliby przejąć sieć na dogodnych dla siebie warunkach — mówi Jerzy Barański.
Według nieoficjalnych informacji pełniący tymczasowo obowiązki prezesa Cefarmu Arkadiusz Filipiuk wnioskował do BNP Paribas o wstrzymanie decyzji o wykluczeniu firmy z przetargu. Czy wniosek odniesie skutek, nie wiadomo. Z Arkadiuszem Filipiukiem nie udało się nam wczoraj skontaktować.