Pomogły w tym lepsze od oczekiwanych wyniki między innymi banku Wells Fargo.
Kurs tej spółki poszedł w górę o mniej więcej jedną czwartą. Pociągnęło to
notowania spółek finansowych z S&P 500 o ponad 12%. Już to pokazuje skalę
emocji i rozchwiania rynków w obecnym czasie. Podstawy wzrostu w Ameryce trzeba
uznać jednak za kruche. Zysk Wells Fargo, choć lepszy od spodziewanego, był o
blisko jedną czwartą niższy niż rok wcześniej. W przypadku ropy naftowej trudno
natomiast cały czas mówić o trwałym odwróceniu trendu na spadkowy. Choć
dwudniowa zniżka jest bardzo silna i sięga 10 USD na baryłce, to z perspektywy
choćby tegorocznego wzrostu jest jeszcze wciąż mało widoczna. Przy tym mamy
wątpliwość, czy poznaliśmy już wszystkie konsekwencje dotychczasowego wzrostu
cen paliw. Jego oddziaływanie nie jest natychmiastowe. Musi trochę potrwać zanim
w pełni dokona się proces przenoszenia wyższych kosztów na konsumentów.
Znajdowałby odbicie w inflacji bazowej, pomijającej ceny żywności i paliw. Ta
nie podnosi się w takim stopniu, jak całkowita inflacja, ale pozostaje na
poziomach trudno akceptowalnych dla banków centralnych. Wykazał to choćby
czerwcowy odczyt w USA. CPI podniosło się do najwyższego poziomu od 17 lat –
5%,a bazowy CPI wyniósł 2,4% w porównaniu z 2% jako górnym pułapem akceptowanym
przez Rezerwę Federalną.
Środowa sesja na naszej giełdzie stała
przede wszystkim pod znakiem wydarzeń na świecie. Przebieg indeksów w ciągu dnia
był identyczny, jak na największych rynkach w Europie. Na bilans notowań wpływ
miało odłączenie prawa do dywidendy z akcji KGHM. To tłumaczy dużą różnicę w
zniżkach indeksów WIG i WIG20. Pierwszy, do którego wlicza się dochody z akcji,
stracił 0,4%, drugi, który jest indeksem cenowym, odzwierciedlającym jedynie
kusy walorów, poszedł w dół o 1,3%.
W warunkach, gdy większość
napływających wiadomości, ma negatywne zabarwienie trudno oczekiwać trwalszej
poprawy koniunktury. Wyobrażamy sobie, że zwiastunem końca bessy byłaby
sytuacja, w której na parkiety napływają dobre informacje, a inwestorzy i tak na
nie nie patrzą i pozbywają się akcji. Tak nie jest. W dalszym ciągu większość
wiadomości jest niekorzystnych. Wczoraj wybijała się wśród nich przede wszystkim
inflacja – w Ameryce i strefie euro. Ale też i inne doniesienia mogły niepokoić.
Bank Japonii przedstawił obniżył prognozy dla tamtejszej gospodarki, pierwszy
raz od kwietnia. Widać więc, że poważne instytucje też tracą nadzieję na lepszą
II połowę tego roku. W Wielkiej Brytanii nastąpił największy skok liczby
wniosków o zasiłki dla bezrobotnych od 1992 r. Trzeba jednak przyznać, że mimo
pogarszania się sytuacja na rynku pracy nie jest jeszcze taka zła – stopa
bezrobocia jest znacznie niższa niż w strefie euro. W Tajlandii podniesiono
stopy procentowe, do 3,5%. Oczekiwany jest dalsze osłabianie się sytuacji na
rynku powierzchni komercyjnych w USA. Amerykański Instytut Architektów jest
przekonany, że liczba budów w 2009 r. spadnie jeszcze bardziej niż w tym roku.
To znak, że z sektora mieszkaniowego kryzys może jeszcze mocniej przenieść się
do segmentu komercyjnego. Wyrazem tych wszystkich obaw był spadek indeksu
zaufania globalnych inwestorów wyliczanego przez Bloomberga. W lipcu obniżył się
o ponad połowę w porównaniu z czerwcem i wyniósł 10,3 pkt. Lepiej od oczekiwań
wypadła produkcja przemysłowa w Stanach Zjednoczonych. Tu jednak mamy wciąż
jedynie kosmetyczny wzrost w skali roku – wynosi tylko
0,3%.
Konsekwencją mocnej sesji w USA jest dziś duże odbicie na
naszej giełdzie. Nastroje jednak będą zapewne nadal nerwowe. Uwaga inwestorów
skupi się dziś na danych a amerykańskiego rynku nieruchomości.
Katarzyna Siwek, Expander