Sportowcy biznesu

Wojciech Eichelberger
opublikowano: 2005-01-28 00:00

Na życie człowieka biznesu lub pracownika korporacji można popatrzeć jak na życie zawodowego sportowca. Ogromne wydatki energetyczne związane są z koniecznością utrzymywania się w formie, nietracenia dystansu do konkurentów i podtrzymywania codziennego, nieustannego treningu. Częste starty, w których gra idzie o dużą stawkę — zarówno prestiżową, jak i finansową — gdzie trzeba dawać z siebie wszystko. Ogromny ciężar odpowiedzialności, wyczerpujące podróże w poprzek stref czasowych. Częste zmiany klimatu. Duża „ekspozycja” społeczna i medialna, zagrażająca prywatności. Brak czasu na pielęgnowanie pozazawodowych, niekonkurencyjnych, bliskich i bezpiecznych relacji z ludźmi, w tym z rodziną, która przestaje pełnić właściwą jej rolę wspierającą i staje się jeszcze jednym, poważnym problemem. Nierzadko suma tych obciążeń zmusza do długotrwałego działania w pełnej mobilizacji i na granicy wydolności organizmu.

Sportowcy i ich trenerzy wiedzą, że nawet najsilniejszy, najbardziej odporny organizm nie wytrzyma długo pod taką presją. Dlatego reżim oszczędzania energii i odnowy psychobiologicznej w życiu sportowca jest równie ważny jak trening i jest wyrazem odpowiedzialnego stosunku do zobowiązań podjętych wobec siebie i innych.

W tym miejscu jednak analogie pomiędzy sportowcami i sportowcami biznesu się kończą. Zawodnicy mają łatwiej. Całe sztaby trenerów, naukowców, lekarzy i psychologów troszczą się o bilans energetyczny i zdrowie najlepszych. Sportowiec biznesu i korporacji jest na ogół pozostawiony samemu sobie, pozbawiony jakiegokolwiek profesjonalnego wsparcia. Radzi więc sobie jak może, co na dłuższą metę, przy tej skali obciążeń, okazuje się dalece niewystarczające. W wypadku sportowca uważny trener zauważa pierwsze symptomy przeciążenia, zanim jeszcze sam zainteresowany zda sobie z nich sprawę i wprowadza odpowiednie modyfikacje w planie treningu, startów i reżimie psychobiologicznej odnowy.

Pozostawionemu samemu sobie sportowcowi biznesu grozi, że zlekceważy pierwsze symptomy zbliżającego się kryzysu i przekroczy granicę swojej wydolności. Na szczęście coraz więcej biznesmenów dostrzega potrzebę profesjonalnego wsparcia w zarządzaniu swą życiową energią. Uświadamiają sobie, że troska o swój bilans energetyczny nie jest zawstydzającym przejawem słabości, lecz przejawem odpowiedzialności i dalekowzroczności. Że w biznesie, podobnie jak w sporcie, nie chodzi o to, by szybko i efektownie polec na polu chwały, lecz by długo, efektywnie i twórczo działać. Że ciężka choroba nie musi być jedyną legitymacją, by pozwolić sobie na zmniejszenie obciążeń. Stąd w kręgach biznesowych i korporacyjnych sportowców pojawia się coraz większe zapotrzebowanie na profesjonalne formy tzw. coachingu, w tym na coaching zarządzania własną energią lub antystresowy. Jak widać, nawet angielska nazwa tej nowej usługi zaczerpnięta została ze świata sportu. Do niedawna termin „coach” był zarezerwowany wyłącznie dla trenerów sportowych. Jego miękkie brzmienie i dźwiękowe skojarzenie z kanapą (ang. couch) trafnie sugerują, że od coacha możemy oczekiwać wielu okazji do treningu umiejętności ważnych dla efektywnej regeneracji i utrzymywania naszego poziomu energii i odporności na właściwym poziomie. A także troski i wiedzy potrzebnych do podnoszenia naszej wydolności zawodowej i jakości naszego życia.

Autor jest terapeutą, dyrektorem IPSI