„Starcie” noblistów w sprawie skutków zmian klimatu

Ignacy Morawski
opublikowano: 2021-02-25 20:00

Polityka klimatyczna jest zacieśniana, a elementem tego ruchu jest zmiana myślenia ekonomistów o skutkach zmian klimatycznych.

Rok temu napisałem na Twitterze krótkie pytanie: czy kryzys epidemiczny spowolni, czy przyspieszy transformację energetyczną na świecie? Czy przeważy dążenie do szybkiego i jak najtańszego wyjścia z kryzysu, czy też przeważy strach przed naturą i zagrożeniami związanymi z jej zaburzeniami? Dziś odpowiedź wydaje się dość jasna: przeważa drugi czynnik. Polityka klimatyczna jest zacieśniana, a elementem tego ruchu jest zmiana myślenia ekonomistów o skutkach zmian klimatycznych.

Noblista Joseph Stiglitz opublikował w tym miesiącu analizę, w której nawołuje do porzucenia modeli ekonomicznych służących ocenie skutków zmian klimatu stosowanych przez administrację Baracka Obamy (administrację D.Trumpa już chyba mało kto traktuje jako punkt odniesienia). Modele te były rozwijane przez innego noblistę – Williama Nordhausa. Nie popełnię więc błędu ukazując problem jako starcie dwóch noblistów z ekonomii, nawet jeżeli nie wiem nic o ich bezpośrednich dyskusjach.

Nordhaus twierdził w swoich analizach, że możemy dopuścić do wzrostu średniej temperatury na świecie o 4 stopnie Celsjusza. Stiglitz przekonuje, że założenia modeli Nordahusa są błędne i prowadzą do powszechnego w ekonomii niedoceniania negatywnych skutków zmian klimatycznych. Jego zdaniem modele ekonomiczne muszą „zbliżyć się” do modeli ekologicznych, wskazujących na maksymalny dopuszczalny poziom wzrostu temperatury rzędu 1,5 stopnia.

Spór ma bardzo praktyczne konsekwencje. Wspomniane modele służą m.in. do określenia tzw. społecznej ceny węgla (SSC – social cost of carbon), która pokazuje, jakie płacimy społeczne, ekonomiczne i ekologiczne koszty emisji tony dwutlenku węgla w przeliczeniu na dolary. Administracja Josepha Bidena właśnie prowadzi prace nad określeniem tego wskaźnika. Za kadencji Baracka Obamy ustalony on został na poziomie 50 USD, a do obliczeń wykorzystywano m.in. modele rozwijane przez Nordhausa. Donald Trump obniżył SSC do przedziału 2-7 USD i porzucił wiele polityk klimatycznych poprzednika. Stiglitz apeluje, by zmienić modele wykorzystywane do oszacowań SSC. Jego zdaniem wskaźnik powinien znaleźć się w granicach 50-100 USD, choć niektórzy ekonomiści szacują, że nawet wyżej.

Wysokość wskaźnika SSC ma duży wpływ na politykę klimatyczną. Określa bowiem koszty i korzyści związane z regulacjami klimatycznymi. Jeżeli jakieś regulacje prowadzą do ograniczenia emisji, to wyższy wskaźnik SSC podnosi szacowane korzyści z takich regulacji. Im wyższy wskaźnik przyjmie administracja Bidena tym ostrzejsze będą prawdopodobnie wprowadzane przez nią regulacje klimatyczne. A to, co zrobią Stany Zjednoczone, może mieć duży wpływ na inne regiony świata.

Wracam do „starcia” noblistów, bo ono odzwierciedla różne sposoby myślenia o procesach ekonomicznych.

Nordhaus rozwiał tzw. zintegrowane modele oceny (IAM – integrated assessment models), które do standardowych modeli wzrostu gospodarczego dodawały elementy związane ze szkodami wyrządzanymi przez zmiany klimatyczne. Różne wersje tych modeli szacowały, że optymalny wzrost średniej temperatury wynosi 4 stopnie – przy tym poziomie koszty gospodarcze zmian klimatycznych zaczynają przewyższać koszty inwestycji potrzebnych do ograniczenia temperatury.

Jednak Stiglitz wysuwa wobec modeli IAM siedem zarzutów.

Po pierwsze, że zbyt łagodnie podchodzą do kosztów zmian klimatycznych – dopuszczają możliwość wzrostu temperatury nawet o 6 stopni, podczas gdy analizy ekologiczne sugerują możliwość destrukcji kapitału na gigantyczną skalę w takim scenariuszu. Po drugie, że zbyt wąsko traktują straty gospodarcze – nie uwzględniają odpowiednio na przykład wpływu na zdrowie ludzi. Po trzecie, że niezbyt dokładnie szacują wpływ zmian klimatu na wzrost wydajności pracy i bagatelizują ryzyko zatrzymania procesów rozwojowych. Po czwarte, że nie doceniają ryzyk skrajnych, czyli negatywny wpływ zmian klimatu będzie wyższy od tzw. bazowych oszacowań (np. nie doceniają bardzo małego ryzyka destrukcji całej cywilizacji). Po piąte, nie doceniają zróżnicowanego wpływu zmian klimatu na różne grupy obywateli – część populacji może być dotknięta bardzo, twierdzi Stiglitz, nawet jeżeli średnie straty będą umiarkowane. Po szóste, że przeceniają zdolności rynku dostosowania się do nowych wyzwań. Po siódme, i może najważniejsze, nie doceniają spadających kosztów technologii i korzyści związanych z budowaniem efektów skali dla nowych technologii przez politykę klimatyczną.

Kto ma rację? Trudno mi rozstrzygnąć taki spór. Przeszłe oszacowania Nordhausa wyglądają na coraz bardziej oderwane od tego, co szacuje zdecydowana większość ekspertów od klimatu. Z drugiej strony, Stiglitz jest ekonomistą o bardzo wyraźnych preferencjach w stronę dużej ingerencji państwa w gospodarkę i te preferencje mogą wpływać na jego ocenę. Jednak ważąc różne argumenty, to do Stiglitza jest mi jednak dziś bliżej. Przede wszystkim ze względu na asymetrię ryzyk związanych ze zmianami klimatu. Nawet jeżeli w bazowym scenariuszu przeżyjemy silne ocieplenie, to co, jeżeli będzie inaczej?