Przecena złotego, zamieszanie na rynku międzybankowym, problemy z uzyskaniem kredytu, a może nawet recesja. To zagrożenia dla Polski, które pojawiłyby się w przypadku nagłego ogłoszenia bankructwa przez Grecję. Z pomocą ekspertów przedstawiamy najczarniejszy — i co warto podkreślić — najmniej prawdopodobny scenariusz.
Nagły kataklizm
Wczoraj w wywiadzie dla Radia PIN prezes Kredyt Banku zarysował krajobraz po niekontrolowanym bankructwie Grecji. — Po pierwsze, mamy brak płynności między bankami. Banki spoza strefy euro przestają pożyczać bankom europejskim i te trzeba dokapitalizować. Firmy matki polskich banków przestają pożyczać pieniądze. Odcinamy więc dopływ pieniądza do gospodarki — analizował Maciej Bardan. Bez środków finansowych banki nie mogłyby kontynuować normalnej działalności, a to szybko uderzyłoby już w krajowe przedsiębiorstwa i zwykłych obywateli. — Nie ma kredytów, zaczyna się wojna depozytowa na naszym rynku. Dla przeciętnego Polaka dobra informacja jest taka, że na krótki okres składamy depozyty i zarabiamy wyższe odsetki. Negatywna informacja — brakuje kredytów dla klientów i przedsiębiorstw. To oznacza koniec inwestycji. Nie ma rozwoju, więc zwalniamy ludzi. Nie ma popytu więc gospodarka zwalnia, wyhamowuje, staje. I mamy regularną recesję — mówił w radiu Maciej Bardan.
Złoty traci, ale pod kontrolą
Pierwszym wydarzeniem niekontrolowanej upadłości Grecji byłoby jednak osłabienie walut rynków wschodzących. Złoty straciłby jeszcze więcej względem euro, dolara i szwajcarskiego franka. — Ten nieprawdopodobny scenariusz oznaczałby komplikacje w całej strefie euro. Polska gospodarka, która bezpośrednio nie jest uzależniona od Grecji, ucierpiałaby rykoszetem. Wydarzenie wywołałoby awersję do ryzyka, co w konsekwencji osłabiłoby złotego — mówi Marcin Mrowiec, główny ekonomista Pekao. Według eksperta, nawet w najgorszym scenariuszu spadek polskiej waluty nie byłby dramatyczny. — Inwestorzy zdyskontowali już problemy Grecji. Myślę tu o osłabieniu o kilkanaście groszy względem euro i dolara. Jeśli założyć szybką reakcję władz Unii na eskalację greckiej tragedii, sądzę, że wzrost kursu EUR/PLN powyżej 5 zł byłby raczej mało prawdopodobny — dodaje Marcin Mrowiec.
Recesja szansą
Kolejny etap to spadki głównych indeksów na GPW, konsekwencja przeceny na parkietach Europy, Azji i Ameryki Północnej. Inwestorzy wycofaliby środki z ryzykownych aktywów, kurs złota osiągnął więc kolejne rekordowe poziomy. Na całym świecie inwestorzy kupowaliby amerykańskie obligacje, kosztem przede wszystkim hiszpańskich, włoskich i portugalskich papierów. Rentowność polskich papierów skarbowych, ku niezadowoleniu resortu finansów, też by wyskoczyła. To wszystko z automatu zaszkodziłoby realnej polskiej gospodarce. — Moim zdaniem, powinniśmy wykorzystać nawet najczarniejszy scenariusz. Polskę charakteryzuje dobra sytuacja pod względem zadłużenia, lepsza niż inne kraje strefy euro. Mamy młodych, wykształconych ludzi, którzy gotowi są pracować ciężej i za mniejsze pieniądze niż ich rówieśnicy na Zachodzie. W średnim okresie moglibyśmy więc przyciągnąć zagranicznych inwestorów, zachęcając ich bardziej stabilną i elastyczną gospodarką — komentuje Marcin Mrowiec.
Oczekiwany upadek
Warto zauważyć, że według ankiety przeprowadzonej przez Bloomberg aż 93 proc. analityków i inwestorów przewiduje ogłoszenie przez Grecję niewypłacalności. Niemal wszyscy wierzą jednak, że będzie to bankructwo kontrolowane przez Unię Europejską (w grę wchodzi darowanie np. połowy długów). — Temat Grecji jest jak otwarta rana na globalnym ciele. Lepiej by się stało, gdyby już wiele miesięcy temu Grecja uczciwie przyznała, że straciła płynność i ogłosiła niewypłacalność. Uderzyłoby to w banki francuskie i niemieckie, a rykoszetem — w innych, ale przecież sytuację można złagodzić, oferując przejściowe dokapitalizowanie przez rządy Niemiec i Francji swych banków. Grecja de facto szantażuje strefę euro, Unię Europejską i resztę świata — komentuje Łukasz Kwiecień, analityk rynków globalnych.