Potencjalne skutki spowolnienia gospodarczego wymienia się w mediach od kilku tygodni. Przestraszeni inwestorzy, z których część po raz pierwszy doświadcza spadków giełdowych, kurczowo trzymają się akcji pozornie najpewniejszych, o małej zmienności kursowej. Zdaniem Piotra Żółkiewicza, zarządzającego funduszem Zolkiewicz & Partners, jest to jednak droga donikąd, jeśli zależy nam na jakichkolwiek zyskach. Warto przyjrzeć się spółkom, których akcje najbardziej pokiereszowała tegoroczna bessa. Po mocnej przecenie znacznie wzrosła ich atrakcyjność.
Szukaj perełek
Niczym grom z jasnego nieba na rynki spadła w ubiegłą środę wiadomość o ponad 9-procentowej inflacji konsumenckiej w Stanach Zjednoczonych. Po raz kolejny w ciągu ostatnich tygodni panika udzieliła się inwestorom, mocno wyprzedającym walory spółek wzrostowych. Od początku roku technologiczny indeks NASDAQ, niedawny ulubieniec spekulantów, spadł o 24 proc. Większość kapitału odpłynęła do sektorów energetycznego i podstawowych dóbr konsumenckich.
— Unikałbym sektorów uznawanych teraz za ciekawe i bezpieczne i szukał okazji w miejscach, które według wielu są zbyt ryzykowne i niebezpieczne. Rynki dyskontują przyszłość dużo wcześniej — gdy nagłówki prasowe i urzędy statystyczne sygnalizują poprawiającą się sytuację ekonomiczną, najbardziej przecenione sektory są już po zwyżkach sięgających kilkudziesięciu procent — mówi Piotr Żółkiewicz.
Faworyzowane do niedawna przez inwestorów instrumenty traktowane są teraz z wyjątkową dozą niepewności. Kojarzone z popandemicznym rajdem, spowodowanym przez napływ skumulowanego w trakcie lockdownów kapitału, popadają głębiej w niepamięć z każdym miesiącem 2022 r.
— Inwestorzy traktują aktywa, które wiążą się z przyszłością, jakby były niemal toksyczne. Nie mają cierpliwości dla spółek technologicznych czy biotechnologicznych, gdzie na efekty czeka się latami. Przez to prawie całkowicie zniknęły nowe emisje publiczne, spółki „w ciemno” jako rodzaj instrumentu wręcz nie istnieją, a na obligacje długoterminowe brakuje chętnych — twierdzi Piotr Żółkiewicz.
Jego zdaniem należy to wykorzystać, gdyż tylko działając wbrew rynkowi można wygenerować zadowalającą stopę zwrotu. Takie podejście już stosują większe instytucje, korzystające z wyprzedaży solidnych fundamentalnie spółek o dużym potencjale wzrostu.
— W przecenionych sektorach jest wiele okazji. Dwa lata temu inwestorzy tylko w nie chcieli inwestować, tworząc tym samym bańkę spekulacyjną, która pękła z hukiem. W obszarze spółek technologicznych mało zyskowne podmioty spadły procentowo dokładnie tyle samo, co ich dochodowi odpowiednicy. Fundusze private equity w Stanach Zjednoczonych już zabrały się do działania i próbują z giełdy ściągnąć możliwie największą liczbę przecenionych spółek — dodaje zarządzający funduszem Zolkiewicz & Partners.

Pozbądź się strachu
Za wielkością ostatnich spadków giełdowych stać może większa emocjonalność inwestorów. Wielu z nich z parkietem zapoznało się po pandemii i obecna bessa jest pierwszą, jaką przeżywają. Brak doświadczenia, idący w parze z zafałszowanym obrazem rzeczywistości rynków kapitałowych, powoduje zbyt impulsywne reakcje na nowe informacje.
— Od wielu lat rośnie popularność inwestowania pasywnego, za pośrednictwem funduszy indeksowych czy ETF-ów. Skutkiem tego była coraz mniejsza wiedza inwestorów indywidualnych na temat tego, jakie spółki kryją się pod tymi instrumentami, co tak naprawdę posiadają. Jedynym parametrem przez nich obserwowanym były kursy, co sprawiło, że ruchy giełdowe i reakcje tłumu stały się bardziej gwałtowne — mówi Piotr Żółkiewicz.
Według niego jednym z czynników, którego znaczenie i brzemienność w skutkach inwestorzy oceniają zbyt wysoko, jest inflacja, gdtż jej wpływ na rynki będzie krótkotrwały, a skutki nie muszą okazać się jednoznacznie negatywne.
— Trochę inflacji jeszcze nikomu nie zaszkodziło, spółki nadal mogą normalnie się rozwijać i zarabiać. Obecna inflacja wynika z zadłużeń pandemicznych i zaburzeń łańcuchów dostaw, a są to raczej czynniki jednorazowe. Utrzymanie przez kilka lat tak dużego spadku wartości pieniądza, jak teraz w Stanach Zjednoczonych, jest niemożliwe, szczególnie przy zwalczaniu go przez bank centralny — dodaje Piotr Żółkiewicz.
Myśl inaczej
Aby osiągnąć sukces na giełdzie w najbliższych miesiącach, nie wystarczy nowatorskie podejście do samych instrumentów. Warto też spojrzeć inaczej na prognozy makroekonomiczne, które od kilku miesięcy straszą inwestorów. Zdaniem zarządzającego funduszem Zolkiewicz & Partners panika o przyszłość rynków finansowych może okazać się niepotrzebna.
— Ciekawe jest to, jak bardzo oczekiwania inwestorów rozmijają się z rzeczywistością. Widać rzeczywiście lekkie spowolnienie gospodarcze, natomiast konsumenci nadal są w dobrej kondycji, podobnie jak rynek pracy. Według wskaźników nastroje konsumentów w USA są najgorsze od prawie 50 lat, złe są też nastroje inwestorów giełdowych. Warto sobie zadać pytanie, czy rzeczywistość nie okaże się lepsza — mówi Piotr Żółkiewicz.
Przydatna może okazać się natomiast świadomość, iż lekkiego spowolnienia gospodarczego nie dało się uniknąć. Jest ono pokłosiem walki z pandemią, której skutki mogły okazać się znacznie bardziej bolesne.
— Obecna sytuacja na giełdach wynika z tego, co zaczęło się dziać dwa lata temu. Przez pandemię konieczny był dodruk pieniądza, by zaradzić katastrofie ekonomicznej. Okazał się skuteczny, natomiast w długim terminie skutkował inflacją. W przeciwieństwie do sytuacji z 2008 r. był kierowany nie tylko do instytucji finansowych, ale również do przedsiębiorstw czy obywateli — dodaje Piotr Żółkiewicz.