Strach przed kryzysem, zwolnieniami, wzrostem cen energii, obawy dotyczące zachowania stabilności finansowej – to wszystko sprawiło, że Polacy zwiększyli odsetek dochodów, które są akumulowane na przyszłe wydatki, mimo wysokiej inflacji i niesprzyjających warunków finansowych. Pytanie czy teraz, gdy strach ewidentnie mija, to się odwróci. Raczej nie ma co liczyć na to, że ten efekt będzie silny. Stopa oszczędzania jest wciąż niska i nie ma dużego pola do jej redukcji.

W pierwszym kwartale odsetek oszczędzonych dochodów do dyspozycji wyniósł 2,9 proc., wobec 2,7 proc. kwartał wcześniej i 1,7 proc. rok wcześniej. To są moje odsezonowane szacunki wykonane na podstawie danych GUS dotyczących rachunków narodowych według sektorów – czyli danych pokazujących przychody i rozchody firm, rządu i gospodarstw domowych.
Te dane interpretowane w oderwaniu od otoczenia nie budziłyby większego zainteresowania. Stopa procentowa na poziomie niecałych 3 proc. dochodów to nie jest dużo, nawet jak na polskie warunki, w których ludność oszczędza mało (średnia długookresowa wynosi 4,3 proc.).
Ale warto te dane zestawić z dynamiką dochodów, by dostrzec ich znaczenie dla procesów gospodarczych. Wzrost stopy oszczędzania nastąpił w warunkach spadku realnych dochodów, wywołanego nagłym przyspieszeniem cen. Ludność miała mniej realnych środków finansowych na wydatki, a mimo to zwiększyła część przeznaczoną na akumulację. To pokazuje efekt strachu, jaki ogarnął społeczeństwo na przełomie 2022 i 2023 r. Widać to było zresztą w wielu badaniach nastrojów konsumentów. Sytuacja przypominała tę z 2012 r., kiedy na skraju rozpadu stanęła strefa euro z powodu kryzysu toczącego południową Europę – wtedy też polskie gospodarstwa zwiększały stopę oszczędzania mimo niskiej dynamiki dochodów.
Jednoczesne wystąpienie ujemnej dynamiki dochodów i dodatniej dynamiki oszczędności wywołało znaczącą redukcję wydatków konsumpcyjnych. W pierwszym kwartale tego roku konsumpcja prywatna w Polsce była realnie o 2 proc. niższa rok do roku – poza okresami lockdownów takie ujemne dynamiki konsumpcji w przeszłości się nie zdarzały.
Natomiast wzrost stopy oszczędzania na przełomie 2022/2023 roku nie był na tyle silny, by teraz wywołać efekt rozładowania odłożonego popytu i jakieś nagłe przyspieszenie konsumpcji. Teoretycznie na taki efekt można było liczyć, ale w praktyce widać, że to raczej nie zadziała na dużą skalę. Z dwóch powodów. Stopa oszczędzania wciąż jest dość niska, te wymęczone zimą oszczędności raczej nie będą szybko wydane. Ponadto bieżące dane o sprzedaży detalicznej wskazują, że chęć do zakupów jest wciąż ograniczona. Polacy wprawdzie zwiększyli zakupy usług, ale dynamika ogólnej konsumpcji jest niska i w drugim kwartale prawdopodobnie znajdowała się wciąż na znaczącym minusie w ujęciu rocznym.
