W powtórnym procesie zarządu Warszawskiej Grupy Inwestycyjnej (WGI) na czerwiec 2024 r. zaplanowane było m.in. wysłuchanie w charakterze świadków syndyków spółek z grupy WGI. Zarówno syndyka WGI Consulting, spółki której obligacje stały się w pewnym momencie głównym aktywem klientów WGI, jak również syndyka WGI Domu Maklerskiego, który to status uzyskała spółka znana pierwotnie jako WGI, dystrybuująca obligacje WGI Consulting.
W terminie, na który wezwano syndyka WGI Consulting, sprawa została jednak zdjęta z wokandy. Zostanie więc on przesłuchany później – możliwe, że na początku sierpnia.
Gdyby tak tylko przeczytać…
W czerwcu 2024 r. zeznania składał tylko Tadeusz K., początkowo tymczasowy nadzorca sądowy, a potem syndyk WGI DM w latach 2007-2010. Gdy zaczynał pełnić funkcję syndyka WGI DM nie miał 60-tki, ale obecnie jest emerytem i ma 76 lat. Ten upływ czasu uwidocznił się już na samym początku jego wizyty w sądzie. Gdy tylko zajął miejsce dla świadków zasugerował, by go o nic nie pytać, ale odczytać jego zeznania sprzed lat.
- Nie czuję potrzeby składania dodatkowych zeznań. Pytano mnie o wiele szczegółów, nie chciałbym popełnić błędów – argumentował syndyk WGI DM.
- Niestety procedura jest taka, że nie ma możliwości odczytania zeznań i zapytania, czy pan potwierdza – odparła sędzia Anna Wierciszewska-Chojnowska.
Późniejszy przebieg rozprawy w dużej mierze sprowadzał się jednak do odczytywania zeznań syndyka złożonych w 2007 r. w ABW, w 2008 r. w prokuraturze i w 2014 r. w sądzie. Po ich odczytaniu sędzia pytała świadka, czy je potwierdza, a ten potakiwał.
Z tego, co syndyk mówił przed laty wynikało, że jego zdaniem moment niewypłacalności WGI przypadał już na dzień rozpoczęcia działalności maklerskiej. W kwietniu 2005 r. spółka raportowała bowiem KPWiG (poprzedniczka KNF) wartość rachunków brokerskich i pieniężnych w okolicach 130 mln zł, a klientom - 160 mln zł. Syndyk zaznaczał jednak przed laty, że nie potrafi powiedzieć, która wartość była prawdziwa.
Z wcześniejszych zeznań syndyka wynikało też, że po ogłoszeniu upadłości WGI DM w czerwcu 2006 r. klienci zgłosili roszczenia przekraczające 300 mln zł, ale on na swojej liście uwzględnił około 180 mln zł. Krajowy Depozyt Papierów Wartościowych (KDPW) wypłacił klientom około 31 mln zł, a licząc z późniejszymi mniejszymi wypłatami 34-35 mln zł. Maksymalnie było to 56 tys. zł na głowę. Należy jednak pamiętać, że KDPW wypłaca tylko rekompensaty za wolne środki pieniężne zgromadzone na rachunkach upadłych domów maklerskich. Nie uwzględnia wartości samych inwestycji. Przy sporządzaniu listy wierzytelności inwestycji nie uwzględniał też Tadeusz K.
Ile wpłacił, tyle powinien dostać
Syndyk swoją listę zobowiązań WGI DM wobec klientów oparł na saldzie ich wpłat i wypłat z domu maklerskiego.
- Czyli generalnie klient na podstawie listy stworzonej przez pana nie mógł żądać więcej niż wpłacił, a pan jako syndyk nie uwzględniał, czy te środki coś zarobiły lub straciły? – upewniała się sędzia Anna Wierciszewska-Chojnowska.
- Przy tworzeniu listy wierzytelności nie uwzględniałem, jak wpłaty były inwestowane, czy ze stratą czy zyskiem. Badałem, ile inwestor wpłacił i czy nie wypłacił – potwierdził Tadeusz K.
Właśnie metodologia zastosowana wówczas przez syndyka do sporządzenia listy zobowiązań WGI DM wobec klientów była po latach główną kwestią poruszaną na sali rozpraw. Syndyk zignorował to, że pieniądze klientów domu maklerskiego inwestowane były w obligacje WGI Consulting, choć - jak sam przyznawał przed laty - ich udział w portfelach klientów WGI DM wahał się w przedziale 70-90 proc.
- Nie twierdzę, że te pieniądze nie zostały zainwestowane w obligacje, ale to nie było częścią postępowania w WGI DM, tylko w WGI Consulting. W swoim postępowaniu tratowałem je jako środki utracone – tłumaczył syndyk w trakcie polemiki z oskarżonym M.S.
Oskarżony wytykał syndykowi, że ciągle mówi o środkach pieniężnych, ale nie precyzuje, co ma na myśli.
- Świadek jako środki pieniężne traktuje pieniądze wpłacone do domu maklerskiego, ale w nomenklaturze domu maklerskiego pojęcie środki pieniężne to tylko i wyłącznie ta część rachunku inwestycyjnego, która nie jest zainwestowana. Nie jest to cała kwota stanowiąca wycenę rachunku inwestycyjnego. Środki pieniężne to ta część, która nie byłą używana ani na foreksie, ani w obligacjach – podkreślał oskarżony M.S.
Sędzia kilkukrotnie upewniała się, czy syndyk sporządzając przed laty swoją listę wierzytelności WGI DM brał pod uwagę, że klienci mogli stracić na inwestycjach, czy też porównywał wyłącznie wartość ich nominalnych wpłat i wypłat z WGI DM. Syndyk potwierdził, że w umowach domu maklerskiego z klientami była przewidziana możliwość poniesienia przez klientów strat, ale upierał się, że temu, kto wpłacił 100 zł należało się 100 zł z powrotem.
- Przy opracowaniu listy wierzytelności nie zostało uwzględnione ani ryzyko po stronie domu maklerskiego, ani ryzyko po stronie klienta. Tłumaczę to brakami w dokumentacji. Przyjęta metoda była optymalna w tamtych warunkach – zapewniał w sądzie Tadeusz K.
Proces rozpoczęty w maju 2023 r. – niemal równe 17 lat po odebraniu WGI licencji maklerskiej - ma rozstrzygnąć o odpowiedzialności trzech członków zarządu WGI za to, że w 2006 r. 1156 klientów WGI straciło 247,9 mln zł (na dzisiejsze pieniądze około 660 mln zł). W pierwotnym procesie szefowie WGI zostali uniewinnieni w 2020 r. Stało się to 14,5 roku po upadku WGI, w tym ośmiu latach postępowania sądowego (wcześniej sprawa latami tkwiła w prokuraturze). W 2022 r. sąd apelacyjny odesłał jednak sprawę do ponownego rozpatrzenia.