Szanse na polski udział w prywatyzacji istnieją
Po dziesięciu latach prywatyzacji naszej gospodarki widzimy, że polski kapitał wyraźnie przegrywa z zachodnim. I trudno mieć pretensje do zachodnich firm, że kupują nasze przedsiębiorstwa. Wręcz przeciwnie — czy można wyobrazić sobie dzisiaj funkcjonowanie polskiej gospodarki bez zagranicznych inwestorów, bez ich know-how, technologii czy zasilenia finansowego przedsiębiorstw? Odpowiedź jest oczywista — nie.
Istnieje jednak poważny problem ze strukturą własności naszej gospodarki. A polega on na tym, że polscy przedsiębiorcy nie dysponowali, nie dysponują i długo jeszcze nie będą dysponować wystarczającym kapitałem, aby móc stanąć do otwartej rywalizacji z zagranicznym kapitałem o prywatyzowane firmy. Czy to obiektywne warunki powodują, że po przeszło dziesięciu latach formowania się rodzimego kapitału polscy przedsiębiorcy nie mogą być pełnoprawnymi graczami w walce o przejmowanie krajowych firm? Myślę, że przyczyny są złożone.
Od początku lat dziewięćdziesiątych w Polsce prowadzona była bardzo ostra polityka pieniężna, połączona z wysokimi podatkami. W jaki sposób rodzimy przedsiębiorca mógł akumulować kapitał, skoro musiał płacić wysokie podatki dochodowe (od osób prawnych i fizycznych), następnie podatki od nieruchomości, a także horrendalnie wysokie narzuty na płace? A w dodatku mieliśmy i mamy jedne z najwyższych w Europie podatki pośrednie (VAT i akcyzę), co z jednej strony hamuje popyt wewnętrzny, a z drugiej drenuje finanse firm. Czy w tych warunkach polski biznes miał jakiekolwiek szanse, aby wygenerować znaczący kapitał? Oczywiście, że nie.
W gospodarce rynkowej normalnym sposobem finansowania zarówno rozwoju, jak i akwizycji jest kredyt bankowy. Jednak skutkiem ostrej polityki pieniężnej kredyt w Polsce pozostaje bardzo drogi. Sytuacja taka utrzymywała się przez całą dekadę lat dziewięćdziesiątych i utrzymuje obecnie. Niezwykle wysoki realny poziom oprocentowania kredytów bankowych znacznie ogranicza przedsiębiorcom możliwość korzystania z niego.
Nie bez wpływu na proces tworzenia się polskiego kapitału pozostaje także fakt, iż od końca roku 1998 nasza gospodarka rozwija się wolniej i kurczą się możliwości sprzedaży na krajowym rynku. Z kolei nadmierne umocnienie złotego powoduje, że rentowność sprzedaży na rynki zagraniczne w najlepszym razie sięga kilku procent.
Wpływ na niewielki udział polskiego kapitału w prywatyzacji miały jednak nie tylko czynniki ekonomiczne. Na pewno nie sprzyjał temu negatywny stosunek znacznej części społeczeństwa do rodzącej się grupy przedsiębiorców. Trudno się zresztą temu dziwić, skoro przez całą epokę realnego socjalizmu karmiono nas sloganami o niedobrych prywaciarzach, którzy żerują na ciężkim trudzie ludu pracującego miast i wsi. Nie bez wpływu na taki stosunek do udziału rodzimego kapitału w prywatyzacji miały także rozpowszechniane przez media przykłady nagannych zachowań i nadmiernej pazerności naszych biznesmenów.
Czy to wszystko, o czym wyżej napisałem, oznacza, że polski kapitał nie ma żadnych szans udziału w prywatyzacji tego majątku, który jeszcze pozostał do sprzedaży? Myślę, że sytuacja nie jest tak beznadziejna i warto jednak próbować. A najbardziej skuteczną drogą są alianse z funduszami typu venture capital, pełniącymi funkcję partnera finansowego. Stronie polskiej pozostaje w takim układzie rola inwestora branżowego, który zapewnia znajomość rynku, a swoimi dotychczasowymi osiągnięciami gwarantuje powodzenie przedsięwzięcia.