Indywidualne sesje są dzisiaj dostępne już prawie dla wszystkich
Nauka przez wieki opierała się na relacji mistrz — uczeń. Nieoczekiwanie metodę tę na nowo odkrył biznes.
W dziale handlowym polskiej firmy branży dóbr szybko zbywalnych przeprowadzono ankietowe badania klimatu i komunikacji wewnętrznej. W podsumowującym wyniki raporcie dla zarządu psycholog zwrócił uwagę na grupę siedmiu specjalistek z wieloletnim stażem.
Jeszcze pięć lat temu były zaangażowane i oddane firmie, a obecnie mają objawy depresji i wypalenia. Głośno narzekają, nawet w rozmowach z klientami. Mają słabe wyniki, choć — jak twierdzą — okupione nieludzkim wysiłkiem. Schwytane (w swoim odczuciu) w pułapki kredytowe, nie mogą zamienić pracy na mniej obciążającą, ale gorzej płatną. Psycholog podkreślił, że ich negatywne nastawienie osłabia morale całego liczącego ponad 40 osób zespołu.
W rezultacie szefowa sprzedaży wprowadziła w swoim dziale, a szczególnie dla tej siódemki, tzw. counselling, czyli wsparcie psychologiczne. Następnym krokiem były jej indywidualne spotkania ze sfrustrowanymi pracownicami. Przełożona stała się dla nich kimś w rodzaju coacha, osobistego nauczyciela lub trenera. Dzięki tym rozmowom, odbywanym co tydzień, kobiety odzyskują motywację, co zaczyna odzwierciedlać się w wynikach ich pracy.
Mądre pytania
Coachem może być szef, ale zwykle to doświadczony konsultant z zewnątrz. Z takich usług na ogół korzystają menedżerowie wyższych szczebli.
— Coach jest po to, żeby stawiać mądre pytania — mówi Bogdań Łapiński, director Couch U Poland.
— Coaching to ukierunkowany dialog — dodaje Witold Gotowski, konsultant, współpracownik grupy firm doradczych Values.
Jego zdaniem, rzecz nie tylko w przekazywaniu doświadczeń i praktycznej wiedzy.
— Moja rola może polegać także na wspomaganiu menedżera w jego wizjonerstwie. Raz trzeba kogoś ukierunkować na odważniejsze działania, innym razem lepiej powściągnąć jego zapał — wyjaśnia coach.
Metoda ma pomóc menedżerowi dojść do samodzielnych rozwiązań.
— Zbyt często klient traktuje trenera jak ratownika. Przenosi na niego całą odpowiedzialność za własne życie — mówi Witold Gotowski.
Bywa też odwrotnie.
— Mój trener traktował mnie jak dziecko. Zamiast uczyć samodzielnego myślenia, narzucał gotowe formułki i odpowiedzi — opowiada Andrzej Ulanowski, menedżer produktu w dużej firmie IT na Pomorzu.
Dlatego — zdaniem Witolda Gotowskiego — coaching jest skuteczny tylko wtedy, gdy dojrzałe są dwie strony: uczeń i mistrz.
Wstydliwa sprawa
Są pracodawcy, którzy indywidualne sesje z coachem oferują nawet pracownikom liniowym. Na przykład Maxdata od niedawna organizuje dla swoich ludzi zajęcia coachingowe, które w innych przedsiębiorstwach są zarezerwowane dla kadry zarządzającej. Ma to być sposobem na zwiększenie wydajności i zatrzymanie ludzi w firmie.
Jeszcze niedawno korzystanie z takiej pomocy było nieco wstydliwe. Wielu menedżerów, także na Zachodzie, wolało w swoim kalendarzu czy w Outlooku napisać „badanie lekarskie” niż „spotkanie z konsultantem”. Dzisiaj — jak wynika z raportu Chartered Institute of Personel and Development (CIPD) — aż 79 proc. firm brytyjskich posiłkuje się w zarządzaniu coachingiem. I podobno z odczuwalnymi wynikami. Według badań przeprowadzonych przez International Coach Federation (ICF) od 57 do 68 proc. przedstawicieli kadry kierowniczej stwierdziło, że dzięki pomocy trenerów wzrosła ich samoświadomość, umiejętność definiowania celów i osiągania życiowej harmonii. A to przyczyniło się do obniżenia stresu i wzrostu wydajności.