Szkoły bankowe powinny się łączyć

Grzegorz Zięba
opublikowano: 1999-01-29 00:00

Szkoły bankowe powinny się łączyć

Fuzja obroną przed zachodnią konkurencją

STAŁE RYZYKO: Wiele naszych produktów przynosi deficyt. Inne muszą więc na nie zarabiać. Nigdy nie wiemy, czy program, w który właśnie inwestujemy, znajdzie nabywców — twierdzi Andrzej Lech. fot. ARC

Trzy największe szkoły bankowe konsumują nie więcej niż 10 proc. rynku szkoleń. Według Andrzeja Lecha z Warszawskiego Instytutu Bankowości, by przetrwać, powinny się one skonsolidować. Przedstawiciele innych szkół na razie deklarują współpracę jedynie na szczeblu programowym.

Na rynku usług szkolenia kadr bankowych jest ciasno. Funkcjonuje kilka dużych instytucji kształcących takich specjalistów. Część z nich powstała z inicjatywy Ministerstwa Finansów i grupy zainteresowanych banków. Reszta funkcjonuje jako szkoły prywatne lub inicjatywy lokalne. Największe i najbardziej znane to katowicka Międzynarodowa Szkoła Finansów i Bankowości, Gdańska Szkoła Bankowa i Warszawski Instytut Bankowości. Szkolenia prowadzą również same banki.

— Na świecie banki korzystają z usług firm zewnętrznych. Tymczasem nasze banki mają często z tym kłopot, bowiem nadmiernie boją się ujawnienia tajemnic firmy — uważa Andrzej Lech.

Precz z masówką

Niektórzy twierdzą, że wiele firm szkolących kadry to efemerydy, nastawione na szybki zysk. Nie są one w stanie wyrobić sobie renomy. Zajmują się głównie tzw. masówką, np. szkoleniem kasjerów walutowych, którego nie chcą się podejmować renomowane szkoły. Jednak prestiż nie przekłada się bezpośrednio na sukces finansowy.

— Konkurencja jest dla nas bardzo dokuczliwa. Oceniam, że trzy największe szkoły konsumują nie więcej niż 10 proc. rynku —twierdzi Andrzej Lech.

Konkurencja wpływa niewątpliwie na jakość usług i zmusza do obniżania cen. Jednak rynek zaczyna również dusić nadmierna podaż. W porównaniu z innymi krajami, w Polsce istnieje wyjątkowo dużo ośrodków szkolenia bankowego. Państwa Europy Zachodniej posiadają z reguły po jednym takim instytucie, powołanym przez ogół środowiska finansowego. Podobnie jest na Węgrzech.

— Od półtora roku mówi się o potrzebie konsolidacji. Jeśli tak się nie stanie, to przegramy z firmami zagranicznymi. Potrafimy zagwarantować dobry poziom szkolenia, ale jesteśmy nieporównanie słabsi kapitałowo. Albo się skonsolidujemy, albo przestaniemy istnieć — podkreśla Andrzej Lech.

Nie jest tak źle

Bardziej optymistycznie co do przyszłości tego rynku są nastawione inne ośrodki kształcące bankowe kadry.

— To, czy szkół bankowości jest za dużo czy za mało, zweryfikuje rynek. Ich liczba niczego jeszcze nie oznacza. Na razie wystarczy współpraca przy tworzeniu programów. Należy ewentualnie tworzyć inicjatywy wymuszające „równanie w górę” poziomów wszelkiej działalności szkoleniowej. Niewątpliwie do tego nadawałaby się jakaś zewnętrzna instytucja — twierdzi Barbara Kupska-Maciejewicz, rektor Gdańskiej Szkoły Bankowości.

Podobnie uważa Hanna Izdebska, prorektor Międzynarodowej Szkoły Finansów i Bankowości w Katowicach.

— Na razie nie odczuwam potencjalnych zagrożeń dla naszej działalności. Potrzebę integracji widzę wyłącznie w wymiarze programowym — uważa Hanna Izdebska.

Fuzje przy projektach

Na razie szkoły nawiązują współpracę przy konkretnych, dużych i kosztownych projektach. Oczekują jednak większego zaangażowania samych banków, np. w kredytowaniu prac nad projektami czy udostępnianiu informacji.

— Banki muszą jasno sobie odpowiedzieć, czy taka instytucja jak nasza jest im potrzebna — sumuje Andrzej Lech.