Dwumetrowy kolorowy znak na recepcji oznajmiający „We moved” mówi niemal wszystko. Podobnie jak londyńska budka telefoniczna przed wejściem do biurowca pełna balonów z logo Unilevera. Jeden z największych koncernów FMCG w naszym regionie świata właśnie się wprowadził do nowej siedziby. Harm Goossens, prezes firmy na Europę Środkowo-Wschodnią, jest z tego bardzo zadowolony. — Wiadomo, przeprowadzka prawie 500 osób pracujących w Warszawie to duże wyzwanie, jednak już widzę, że zakończyło się sukcesem. Wreszcie mamy taką przestrzeń, jakiej potrzebujemy — mówi Harm Goossens, współdecydujący o zamianie dwóch pięter na mokotowskim „Mordorze” (ul. Domaniewska i okolice) na nowiusieńki biurowiec Eurocentrum w okolicach Dworca Zachodniego. Harm Goossens, podobnie jak wszyscy w firmie, siedzi w open space. Towarzyszą mu inni członkowie zarządu. Z ekstrawygód, jakie sobie zapewnił prezes, wymienić można niewielką osłonę biurka — za sobą ma okno wychodzące na gęstą sieć torów wijących się w stronę dworca.




Gorąca przestrzeń
— Znów postawiliśmy na open space. Widzę, że dzięki temu nasi ludzie współpracują ze sobą. A jeśli potrzebują prywatności lub odpoczynku, idą do stref relaksu lub wyciszonych przeszklonych boksów — wyjaśnia gospodarz. Wiele firm, stawiając na open space, tłumaczy to względami komunikacyjnymi, sprawniejszym zarządzaniem przepływem informacji. A cóż dopiero korporacja? W przypadku
Unilevera nie są to jednak puste frazesy. Tu ludzie rzeczywiście się gromadzą, dyskutują, dosiadają do siebie, poznają się na nowo. Wszystko się dzieje zgodnie z przewidywaniami projektantów, prezesa i pracowników, którzy także mieli wpływ na wystrój. Nie brakuje tam architektonicznej ironii, o czym świadczą choćby krzesła z oparciami w kształcie klęczącego nagiego człowieka (to także nawiązanie do jednej z marek koncernu). Pojawiły się też tzw. gorące biurka, ale i tu zwycięża ludzka natura, dążąca do harmonii: pracownicy zwykle i tak siadają na tych samych miejscach.
— Budynek jest kluczową sprawą dla firmy. To była nasza świadoma, dobrze przemyślana decyzja. Skoro połowę naszego czasu po przebudzeniu spędzamy w pracy, powinno to być przyjemne miejsce. Chodziło o szukanie nowego otwarcia, inspiracji. Tu mamy więcej światła, przestrzeni, zieleni. To, że budynek spełnia najwyższe standardy ochrony środowiska, też było nie bez znaczenia — mówi Harm Goossens, z pochodzenia Holender.
Gar herbaty
Korporacyjny sznyt też jest: niemal wszystkie ściany wyklejono tapetami ze zdjęciami z akcji reklamowych różnych marek Unilevera lub po prostu logotypami. Co jakiś czas w lodówkach i na półkach (obowiązkowo też w każdej z kilku kuchni) pojawiają się wyroby koncernu, także polskie. A spontaniczność? Ona wita gości w obszernej, zwykle zamkniętej dla postronnych kuchni. Tam urzęduje Piotr Murawski, szef kuchni znany z reklam marki Knorr. O dziwo, to nie jest przygodny aktor, tylko szef z krwi i kości, który wraz z kilkoma współpracownikami pichci to i owo, testując dziesiątki przypraw, dipów, smakowych konstelacji. Znajdziemy więc u niego m.in. cząber, czarny kardamon, lubczyk i gar... herbaty z cytryną. — Tu się pracuje — rzuca Piotr Murawski, pozuje do zdjęcia z prezesem i zaraz wraca do pracy. A gościom pozostaje czekanie na rezultaty jego eksperymentów. Nowinki od Knorra i nie tylko znaleźć można w firmowym sklepie tuż obok futurystycznej recepcji Unilevera. Ceny? Słodko niskie — dość powiedzieć, że można kupić świetnego loda Magnum w cenie popularnego Big Milka. I jak tu wyjść od Unilevera w złym nastroju?
Walka na metafory
Harm Goossens przyznaje, że na biurku nie ma żadnych zdjęć rodziny („mam je w głowie, w komórce i na laptopie”) ani pamiątek. Ot, trochę nowych produktów porozstawianych na stoliku i para czerwonych rękawic używanych w sportach walki. Czyżby menedżer, mający za sobą m.in. pracę w piłkarskim Ajaksie Amsterdam, lubił taki wysiłek? Niekoniecznie. – Rękawice to metafora. Używam ich na spotkaniach wewnętrznych zgodnie z zasadą pozytywnego tarcia w dyskusji. Czasem, gdy jest zbyt miło, podaję tę rękawicę i zachęcam do bardziej otwartego wyrażania opinii. Gdy zaś atmosfera jest zbyt konfliktowa, znów sięgam po tę metaforę, tym razem zaznaczając, że możemy się spierać, ale nie walczyć przeciwko sobie — wyjaśnia Harm Goossens.