Miała być dyskusja o roli państwa w gospodarce i granicach interwencjonizmu. Zamiast tego było o prawdziwej naturze liberalizmu. I trudno się dziwić, gdy spotykają się osoby o takich temperamentach, a przy tym ideowo tak odległe jak dwa bieguny.
Dyskusja „Ile państwa w gospodarce? Ile rządu w społeczeństwie” rozpoczęła się od wstępu prof. Leszka Balcerowicza, który w kilkuminutowym przemówieniu wyłożył podstawy klasycznego liberalizmu, odwołującego się do społeczeństwa
obywatelskiego i potępiającego nadmierne zawierzanie państwu. Profesor użył wręcz sformułowania „religia państwowa”. Rola państwa, według Leszka Balcerowicza — zgodnie z doktryną liberalną — sprowadza się do klasycznych funkcji związanych z obronnością, sprawiedliwością itp. oraz nieklasycznej — interwencyjnej, odnoszącej się np. do działań regulacyjnych.
— To koncepcja najbliższa anarchistycznej. Kropotkin twierdził, że wszystkie nasze anomalie życia seksualnego wynikają z nadmiernej ingerencji państwa — stwierdziła prof. Magdalena Środa, filozof i etyk. Jej zdaniem, ekonomiści zaanektowali słowo liberalizm, tymczasem klasycy tego nurtu — John Locke, John Stuart Mill — podkreślali, że rolą państwa jest ochrona podstawowych praw człowieka i dokładanie starań, żeby każdy mógł z nich korzystać.
— Żeby ci, którzy są w gorszej sytuacji nie ze swojej winy, mogli korzystać z takich samych praw jak inni — tłumaczyła profesor Magdalena Środa.
Leszek Balcerowicz oczywiście odciął się od koneksji z anarchizmem i powiedział, że dyskusja o tym, czy państwo powinno istnieć, jest bezprzedmiotowa. Trzeba zadać sobie natomiast pytanie o jego rolę.
— W Polsce sytuacja wygląda tak, że klasyczne funkcje państwa związane ze sprawiedliwością, wytyczaniem ram prawnych są słabo wypełniane, ale mamy przerost po stronie interwencji. A to nie sprzyja wzrostowi — mówił Leszek Balcerowicz.
Nieszczęśliwa klasa średnia
Zdaniem Danuty Hübner z Uniwersytetu Europejskiego, kryzys pokazał, że zawiódł zarówno rynek, który zachowywał się nieodpowiedzialnie, jak również państwo, które chroniło niektóre sektory gospodarki — które w rezultacie nie musiały martwić się o konkurencyjność — a inne regulował w niewystarczającym stopniu. Społeczne skutki kryzysu też nie rozłożyły się równo.
— Pojawiły się nowe grupy obywateli, którzy odczuli go mocniej, i oczekiwanie, że państwo się nimi zajmie. Wśród tych słabszych są ludzie biedni, młodzi wykształceni, bez pracy, kobiety, które nie mają warunków do podjęcia pracy. Jeśli popatrzeć w statystyki, to klasa średnia, gdzie przede wszystkim generowany jest wzrost gospodarczy, ponosi nieproporcjonalnie duże koszty kryzysu — mówiła była komisarz UE.
Jak powinno zachować się państwo, kiedy klasa średnia, która nigdy nie jest źródłem niepokojów społecznych, stanie się „unhappy middle class”, co będzie miało wieloletnie konsekwencje społeczne i ekonomiczne — zastanawiała się Danuta Hübner.
Odpowiedzi szukała Magdalena Środa, przytaczając opis ćwiczenia akademickiego.
— Dwie osoby dostają taki sam areał ziemi. Jedna uprawia na niej z sukcesem szparagi, a druga postanawia zająć się poezją, nieprzynoszącą żadnych profitów. Czy pierwsza osoba powinna opodatkować się na rzecz drugiej? Ważne, żeby mieć poczucie obowiązku moralnego. Ja płacę podatki nie tylko dlatego, że to jest mój obowiązek obywatelski, ale z poczucia obowiązku moralnego, bo z moich podatków wypłacane są pieniądze tym, którzy znajdują się w gorszej sytuacji — wyjaśniała prof. Środa.
Reformy bez przymusu
— Zarabiałem kiedyś na hodowli szparagów — zagajał Urlich Grillo z Niemieckiej Federacji Przemysłu. Przedstawiciel niemieckich przemysłowców zastanawiał się, czy tak pojęta moralność powinna obowiązywać także w relacjach między państwami. Czy państwa UE mają obowiązki wobec innych krajów, które są w trudniejszej sytuacji?
— Nie, ale mamy biznesowy interes w tym, żeby zabezpieczyć euro. Ile to będzie kosztowało? Nie wiem, ale nie powinniśmy zapominać o kosztach, jakie musielibyśmy ponieść, gdyby nie było wspólnej waluty.Powinniśmy płacić, ale też kontrolować wykorzystanie pieniędzy. Z drugiej strony, kiedy ktoś tonie, nie możemy mu powiedzieć „naucz się pływać” — mówił Urlich Grillo.
Jego zdaniem, w czasach kryzysu obecność państwa w gospodarce powinna być zauważalna.
— Najważniejszą rolą rządu jest odzyskanie konkurencyjności przez gospodarkę. Rynek działa dobrze, ale mamy kryzys,. Szczególnie tam, gdzie sprawy idą źle, rząd musi przemyśleć swoją politykę — stwierdził przemysłowiec. Jako pozytywny przykład wskazał Niemcy, których nie trapi przymus ekonomiczny, bo 7-8 lat temu przeprowadziły reformy społeczne, wprowadzając szereg rozwiązań deregulacyjnych.
— Co tydzień mieliśmy protesty, takie jak teraz we Włoszech i w Hiszpanii — przypominał Urlich Grillo.
— Przykład Niemiec jest bardzo ciekawy. Reformują się, choć nie muszą. Dostosowały swoją gospodarkę i są w dobrej formie. Niemieccy biznesmeni troszczą się o zapewnienie niskich kosztów wejścia dla osób szukających pracy. Firmy dają gwarancje, promesy młodym ludziom, perspektywę kariery zawodowej — mówi Danuta Hubner.