W piątek inwestorów obserwujących warszawską giełdę zaskoczyła transakcja pakietowa, czyli transakcja przeprowadzona poza systemem notowań ciągłych, najczęściej między dużymi inwestorami, którzy umówili jej parametry. W transakcji właściciela zmieniło 10 tys. akcji po cenie 558,6 zł za sztukę, czyli blisko 38 proc. drożej niż kurs sesyjny. Zdziwienie było jeszcze większe, kiedy we wtorek także w transakcji pakietowej sytuacja się powtórzyła. Taki sam pakiet akcji zmienił właściciela także po 558,6 zł.

Tym razem strona kupująca przepłaciła za akcje producenta „Wiedźmina” względem kursu sesyjnego blisko 40 proc. Cała spółka w transakcjach została wyceniona na 53,69 mld zł, czyli na poziomie, którego nigdy nie zanotowała na GPW. Kupujący, zakładając, że w obu przypadkach był to ten sam podmiot, w obu transakcjach na akcje producenta gier wydał 11,2 mln zł.
Biorąc pod uwagę cenę obowiązującą na rynku, przepłacił o prawie 3,2 mln zł. Doświadczeni maklerzy i zarządzający, z którymi rozmawiał „PB”, drapią się w głowę i nie potrafią wytłumaczyć sensu tych transakcji.
— Takie transakcje czasem się zdarzają, ale jakie są intencje stron, tego nigdy się nie dowiemy. Być może chodzi o kwestie podatkowe lub jakąś inną optymalizację — mówi makler jednego z domów maklerskich.
— Żadnego uzasadnienie ekonomicznego w takich transakcjach nie ma. Nie ma powodu, aby ktoś kupował o 40 proc. drożej, niż mógł to zrobić na rynku. Kwestie przerzucania akcji między funduszami nie mogą tu wchodzić w grę — to nieetyczne i niezgodne z przepisami — mówi zarządzający funduszem.
40-procentowe odchylenie od ceny rynkowej to maksimum, na jakie pozwala giełda w transakcjach pakietowych zawieranych poza godzinami sesji. Wygląda więc na to, że inwestor chciał kupić akcje… jak najdrożej.