Przyjęło się mówić, że diabeł tkwi w szczegółach, tymczasem wchodząc w szczegóły prezydenckiego projektu ustawy frankowej, okazuje się, że nie taki diabeł straszny, jak go niektórzy malują. Przynajmniej w teorii. Wczoraj na rynku głośno zrobiło się o punkcie 3. art. 13. projektu, który mówi, że bank może odliczyć do 20 proc. podatku bankowego z tytułu kosztów przewalutowaniaoraz że „niewykorzystana wartość umorzenia jest uwzględniana w kolejnych miesiącach aż do pełnego odliczenia wartości umorzenia”.

Ostatnie zdanie zdaje się tłumaczyć, dlaczego urzędnicy kancelarii podczas prezentacji ustawy w miniony piątek, pytani o koszty i straty z nią związane, uparcie powtarzali, że to nie będzie strata, ale pomniejszenie zysków banków. Art. 13. wskazuje, że autorzy projektu zakładają, że banki będą rozliczać stratę w czasie, co będzie bolesne, ale nie tak dewastujące jak jednorazowe „przepuszczenie” straty przez wynik i kapitały.
Wczoraj branża żywo dyskutowałataką interpretację proponowanych regulacji, według której bank mógłby koszt przewalutowania przekształcić w aktywo podatkowe i stopniowo, przez lata amortyzować. Problem w tym, że międzynarodowe standardy rachunkowości nie dopuszczają takiej metody.
Przekonała się o tym w ubiegłym roku Komisja Nadzoru Finansowego, która próbowała przekonać audytorów, że ten sposób księgowania jest zgodny z MSR. Bezskutecznie. Audytorzy, pytani przez nas o wykładnię, stwierdzili, że potrzebują czasu na przeanalizowanie problemu. © Ⓟ