— Mamy trzecią rewolucję przemysłową. Najpierw świat przekształciła praca w fabrykach, potem powszechny dostęp do elektryczności, który całkowicie zmienił styl życia. Teraz taka rewolucja odbywa się w telekomunikacji — internet i technologia są wszędzie i szybko zmieniają świat. Jesteśmy dopiero na początku drogi — niedługo wszystko będzie podłączone do internetu — mówi Gordon Graylish, wiceprezes Intela. Tej rewolucji nie da się zatrzymać.
— Nie ma co z nią walczyć, ona po prostu jest faktem, tak jak woda w rzece — można mówić, że nie chce się wody, ale ona i tak będzie. Technologia nie jest ani dobra, ani zła. To tylko i aż narzędzie. Pytanie, jak jej się użyje. Kto szybciej to zrozumie i zacznie ję wykorzystywać, ten wygra. Trzeba ją wykorzystywać, by pracowała dla nas, a nie np. dla konkurenta — uważa Gordon Graylish.
Olbrzymie możliwości
Jego zdaniem, komputery dostrzegają zależności, których człowiek nie jest w stanie — mogą analizować dużo więcej danych i dużo szybciej, co jest bardzo pomocne choćby w medycynie. Możliwości, które da podłączenie wszystkiego do sieci, są tak olbrzymie, że mogą zmienić niemal każdą dziedzinę życia.
— 30 proc. korków w mieście spowodowane jest poszukiwaniem miejsc parkingowych. Gdyby na ulicach zamontować system kamer i czujników, który ułatwiałby znalezienie miejsca, korki byłyby mniejsze. Słyszę, że rząd nie ma pieniędzy na taki system, a przecież zbudowanie nowej, szerszej drogi, która rozładuje korki, jest droższe — twierdzi Gordon Graylish. Automatyzacja będzie postępować.
— W pewnych prostych czynnościach maszyny na pewno zastąpią człowieka, np. ciężarówki nie będą miały kierowców, tylko będą sterowane zdalnie, bo tak jest taniej i bezpieczniej — komputer się nie męczy, nie zaśnie — mówi Gordon Graylish.
Czy rewolucja technologiczna skazuje nas zatem na rosnące bezrobocie?
— Kilkadziesiąt lat temu na farmie pracowało 30 osób, dziś wystarczą dwie-trzy, które obsługują maszyny. Ale mimo to mamy miliony więcej miejsc pracy, niż mieliśmy w tamtym czasie. Tylko te miejsca pracy są inne — w Japonii roboty zaczynają być wykorzystywane w opiece osób starszych, np. do mycia, ale to nie znaczy, że opiekunowie nie są potrzebni. Są, tylko teraz mogą zająć się strefą emocjonalną, rozmawiać z podopiecznymi. Czy komuś jest przez to gorzej? — mówi Gordon Graylish.
Uważa, że przeciwstawianie się rozwojowi technologicznemu to błędna strategia.
— Rządy mogą bronić rynku, np. zakazując jeżdżenia automatycznym ciężarówkom, ale czy na pewno w ten sposób obronią obywateli? Przecież inny kraj, który na to zezwoli, będzie tańszy i bardziej konkurencyjny i w efekcie firmy zbankrutują. Gdyby w Polsce wciąż na polu pracowało 30 osób, to byłoby dobre dla gospodarki? Nie, nie byłaby konkurencyjna — twierdzi Gordon Graylish.
Duże wyzwanie
Rządy powinny koncentrować siły na zupełnie czymś innym.
— Stoją przed dużym wyzwaniem, jak sprawić, żeby ludzie byli gotowi na tę zmianę. System edukacji musi ich przygotowywać do nowych rodzajów prac, co ważne nie tylko młodych, ale także starszych — pięćdziesięcioletniego kierowcę ciężarówki trzeba przecież nauczyć nowego fachu. System edukacji musi stymulować ludzi, by nowe technologie nie tylko konsumowali, ale kreatywnie wykorzystywali — mówi Gordon Graylish. Sama edukacja, nawet na najwyższym poziomie, jednak nie wystarczy.
— Kluczową sprawą jest to, żeby osoby wyedukowane nie wyjeżdżały, tylko zostawały i rozwijały biznesy tutaj. Kluczowe jest też finansowanie i kadry. Jeśli młodzi ludzie będą mieli dostęp do finansowania oraz osób, które mogą wykonać to, czego potrzebują, to zostaną, jeśli nie, to pojadą tam, gdzie to dostaną: do Doliny Krzemowej czy Londynu. Problemem UE jest brak jednolitego rynku telekomunikacyjnego — start-up w USA ma rynek z 400 mln ludzi, w Europie ma 27 rynków, z których każdy ma inne prawo i regulacje. To ogromna bariera — mówi Gordon Graylish.