Teleoperatorzy: koncesje na wyrost

Siemieniec Tomasz
opublikowano: 1999-02-04 00:00

Teleoperatorzy: koncesje na wyrost

Minister łączności nie wyklucza cofnięcia licencji spóźnialskim spółkom

Ministerstwo Łączności wydało już ponad 100 koncesji dla lokalnych operatorów telekomunikacyjnych. W każdej z nich są dokładnie określone liczby i terminy przyłączeń nowych abonentów. Już teraz wiadomo, że zdecydowana większość spółek nie wywiąże się z tych zobowiązań. Grozi im zatem cofnięcie koncesji. O tym, czy tak się stanie, przekonamy się pod koniec roku.

Wszyscy najwięksi gracze mają duże opóźnienia i już teraz nie wywiązują się ze zobowiązań koncesyjnych. W grę wchodzą Netia, PTO, EL-Net, Telefonia Lokalna, Pilicka Telefonia i Telefonia Polska Zachód. Gdyby ktoś miał wątpliwości — te spółki tworzą grupę największych niezależnych operatorów telekomunikacyjnych w Polsce.

Bywało również tak, że spółki, które otrzymały koncesje, w ogóle nie rozpoczęły działalności. Przykładem jest chociażby Geomaxx Telekom, spółka z o.o., która dysponuje pozwoleniem na budowę i obsługę sieci na terenie województwa łódzkiego, w okolicach Pabianic. Nie skorzystała z niego, bo zbankrutowała.

Jednym z nielicznych wyjątków jest natomiast Szeptel, operator działający w byłym woj. łomżyńskim. Miał podłączyć 6,5 tys. abonentów i plan wykonał w terminie.

Kto winien

Szacuje się, że lokalni operatorzy na koniec 1998 roku dysponowali łącznie blisko 300 tys. klientów. Z tego Netia miała ponad 130 tys., a PTO ponad 50 tys. abonentów. Natomiast zgodnie z harmonogramem przyłączeń, zapisanym m.in. w koncesjach wydawanych operatorom, ta liczba powinna być ponad czterokrotnie większa. Gdyby wszyscy gracze wywiązali się ze zobowiązań, to na koniec 1998 roku w ich sieciach dzwoniłoby blisko 1,3 mln telefonów, co oznaczałoby 16-proc. udział w rynku.

Można by sądzić, że urzędnicy resortu łączności mieli zbyt wygórowane oczekiwania wobec prywatnych operatorów albo szefowie tych spółek źle oszacowali swoje możliwości. W grę wchodzą jednak zupełnie inne przyczyny.

Winna TP SA

Z szóstki największych spółek operatorskich żadna nie dotrzymała planu. Największe — ilościowo —zaległości mają firmy, które dysponują największą liczbą koncesji, a więc Netia i PTO. Należy jednak pamiętać, że te dwie spółki na koniec 1998 roku miały ponad 180 tys. klientów, czyli dwie trzecie wszystkich telefonów działających w niezależnych sieciach. Powinny jednak dysponować ponad 600 tys. klientów. Zdaniem szefów największych spółek operatorskich, jest kilka powodów tak dużych opóźnień.

Główną przeszkodą była Telekomunikacja Polska, a bardziej precyzyjnie — jej poprzedni zarząd. Każdy prywatny gracz był zobligowany do podpisania z tą firmą umowy o inter-connection, czyli przyłączeniu własnej sieci do sieci należącej do TP SA.

— Rozmowy w tej, wydawałoby się zupełnie prostej, sprawie ciągnęły się kilkanaście miesięcy. Był to czas stracony, bowiem do momentu podpisania umowy nie można było rozpocząć inwestycji — mówi Janusz Arciszewski, prezes TPZ.

— TP SA blokowała nasze inwestycje. Podczas gdy my czekaliśmy na wypracowanie porozumienia, a trwało to nawet powyżej trzech lat, narodowy operator intensywnie inwestował na danym terenie. Mogliśmy jedynie z założonymi rękami obserwować, jak podbiera nam klientów — twierdzi Jan Guz z zarządu Netii.

Na podobne trudności narzeka gros prywatnych operatorów. Zatem postawa TP SA miała bezpośrednie przełożenie na opóźnienia niezależnych operatorów w przyłączaniu abonentów. Wpływ miały na to również zasady rozliczeń z tym operatorem. Prywatne spółki zmuszone są oddawać TP SA znaczną część swoich przychodów — 20-35 proc. kwot zarobionych na połączeniach międzystrefowych i 70-75 proc. pochodzących z rozmów międzynarodowych. Przez taki układ rozliczeń, niesprawiedliwy dla wchodzących na rynek graczy, wiele spółek miało problemy z pozyskaniem finansowania.

Te wszystkie trudności spowodowały tak duże opóźnienia w budowie alternatywnej do narodowego operatora sieci telekomunikacyjnej.

Tomasz Siemieniec