W szybkim tempie "padły" kolejne poziomy wsparcia i główna para walutowa sięgnęła poziomu 1,3645. Publikacje niezłych odczytów danych europejskich, takich jak dynamika zamówień w przemyśle (9,1% r/r, oczekiwano 7,8% r/r), wskazania niemieckich indeksów Ifo (106,4) i Gfk (8,7) czy powtórne przyspieszenie wzrostu podaży pieniądza (10,9% r/r) pozostały w cieniu danych z USA oraz pogorszenia nastrojów na wszystkich rynkach i nie zdołały uratować wspólnej waluty przed presją sprzedających.
Wieści płynące zza Oceanu nie były dobre dla dolara. Sprzedaż domów na rynku
wtórnym okazała się jeszcze niższa niż przed miesiącem i wyniosła 5,75 mln
nieruchomości. Także wynik rynku pierwotnego rozczarował (834 tys., oczekiwano
895 tys.). Dynamika sprzedaży dóbr trwałych, w dużej mierze oddająca kondycję
sektora budowlanego, była niższa od prognoz. Wygląda na to, że spowolnienie w
tym ważnym dla ekonomii USA obszarze pogłębia się. Coraz częściej pojawiają się
też opinie, że wyraźniej niż wcześniej szacowano zaciąży to na dynamice wzrostu
USA i zahamuje także koniunkturę w innych krajach. Dodatkowo wyniki kwartalne
publikowane przez spółki działające w samym sektorze i jego otoczeniu, w tym w
segmencie pożyczek hipotecznych sub-prime, każdego dnia psują nastroje na
giełdach. Nie przeszkodziło to jednak "zielonemu" umacniać się. Tak, jak
pisaliśmy w naszym poprzednim raporcie specjalnym nt. EUR/USD pojawiają się
pierwsze próby osłabienia euro ze strony ECB. Na początku tygodnia drogę
przecierał główny ekonomista ECB, Stark, który stwierdził, że silna waluta
szkodzi eksporterom z państw "trzynastki". Dzień później jeden z przedstawicieli
ECB, Quaden wyraził podobną opinię. Wywołało to silny spadek rentowności
obligacji m.in. niemieckich, do którego przyczyniło się też przerzucanie środków
z rynku akcji. Kluczową rolę w spadku głównej pary walutowej odegrał jednak
wzrost awersji do ryzyka, w skali nieobserwowanej od końca lutego, powiązany
właśnie z kondycją sektora nieruchomości. Umacniające się dynamicznie; jen i
frank zmuszają inwestorów do zamykania pozycji opartych o tzw. carry trade i
przyczyniają się do wzrostu wartości dolara. USA znów traktowane są jak
bezpieczna przystań, w reakcji na słabe dane makro i popyt na bezpieczne
obligacje, spadają rentowności. Już teraz wskazują na 90% prawdopodobieństwa
cięć stóp za Oceanem w tym roku.
Po odbiciu od 1,3630 możemy oczekiwać
odreagowania w okolice 1,3770, choć przełamanie poziomu 1,3630 oznaczałoby
spadki do 1,3550 - 1,3570.
Na rynku krajowym także dużo się działo. Tak, jak oczekiwaliśmy publikacje makro i posiedzenie RPP były na drugim planie wobec wagi wydarzeń na arenie międzynarodowej. Wzrost inflacji bazowej do 1,8% r/r, przyspieszenie dynamiki sprzedaży detalicznej do 16,2% r/r oraz większy od oczekiwań spadek stopy bezrobocia w czerwcu (do 12,4%) to sygnały ostrzegawcze dla RPP, nie dały one, jednak złotemu bodźca do wzrostów. Bardzo silna aprecjacja jena i franka wywarła znaczną presję na długie pozycje w walutach rynków wschodzących, które tradycyjnie odczuły najbardziej globalny wzrost awersji do ryzyka. Zgodnie z powiedzeniem "gdy Ameryka kichnie, cały świat ma grypę" nasza waluta i giełdowy parkiet traciły z powodu "kryzysu" w sektorze nieruchomości w USA. Narastanie obaw o światowy wzrost gospodarczy nałożyło się w czasie z okresem publikacji wyników kwartalnych polskich spółek. Giełdowe wyceny w porównaniu z ogłaszanymi w raportach finansowych danymi wydają się być zawyżone, co prowadzi do szczególnie silnego pozbywania się tych papierów i dodatkowo pogarsza inwestycyjną aurę wokół Polski i rodzimej waluty. Na sytuację niekorzystnie wpływa jeszcze niepewność polityczna, na którą złoty był dotychczas odporny. Cierpliwość inwestorów powoli się jednak wyczerpuje, zaś brak szybkiego rozstrzygnięcia nie zachęca do lokowania kapitału na naszym rynku. Indeksy warszawskiej giełdy zanotowały w minionym tygodniu kilkuprocentowe spadki, zaś złoty słabł w oczach zarówno w relacji do franka (nawet do 2,3150), jak i do euro i dolara, do których stracił ponad 7 gr. Wspólna waluta kosztowała już nawet 3,8270 PLN, zaś za dolara płacono 2,7960 PLN.
Można spodziewać się, że przyszły tydzień nie przyniesie powrotu do trendu umocnienia złotego. Notowanie EUR/PLN znalazło się w newralgicznym miejscu, w okolicach linii długoterminowego trendu spadkowego (ok.3,8150 - 3,8200 PLN). Opór ten powinien skutecznie hamować zwyżki. Jego ewentualne silne przebicie byłoby sygnałem zmiany długoterminowej tendencji na wzrostową. Wtedy następnym celem byłby poziom 3,85 PLN, a dalsza zwyżka może dojść nawet do 3,92 PLN. W tym tygodniu jednak euro umocni się do 3,83 PLN, dolar powinien podrożeć do 2,8050 PLN.
Kamil Gaworecki
Makler Papierów Wartościowych
DM TMS Brokers
S.A.