ANDRZEJ ARENDARSKI
prezes Krajowej Izby Gospodarczej
Unia Europejska idzie coraz dalej w swoich planach walki z globalnym ociepleniem i związanego z nią ograniczania emisji dwutlenku węgla. To już nie tylko pakiet klimatyczno-energetyczny, zakładający ograniczanie o 20 proc. emisji CO2, zwiększenie o 20 proc. udziału źródeł odnawialnych w bilansie energetycznym oraz o 20 proc. zwiększenie efektywności energetycznej. Trwają dyskusje nad dalszymi ograniczeniami. W „Planie działania prowadzącym do przejścia na konkurencyjną gospodarkę niskoemisyjną do 2050 r.” (tzw. Roadmap 2050) mówi się już o ograniczeniach emisji rzędu 80-95 proc. Polski biznes z coraz większym niepokojem czy wręcz poirytowaniem obserwuje te plany.
Nie tylko dlatego, że poniesie dotkliwe koszty unijnej polityki klimatycznej, realizowanej na zasadzie „redukcja emisji ponad wszystko” i nieuwzględniającej specyfiki gospodarek poszczególnych państw UE (polska energetyka oparta jest w większości na wysokoemisyjnym węglu, co wiązać się będzie z koniecznością zakupu dodatkowych praw do emisji). Przedsiębiorcy zadają sobie także pytanie, dlaczego zmuszeni są płacić za nadgorliwość Unii w sprawach klimatu, skoro ich koledzy z krajów pozaunijnych nie muszą tego robić? I nie chodzi o jakieś małe państewka, ale o giganty wyrzucające do atmosfery miliony ton CO 2 — USA, Chiny, Indie.
Doskonałą ilustracją tego problemu, pokazującą także, jaki stosunek do polityki klimatycznej Unii Europejskiej mają inne kraje, jest niedawna decyzja Izby Reprezentantów (niższa izba amerykańskiego parlamentu). Przyjęła ona uchwałę zakazującą liniom lotniczym z USA płacenia podatku emisyjnego UE (za emisję CO 2 amerykańskich samolotów lądujących w Europie), obowiązującego od 2012 r. Dlaczego? To niezgodne z prawem międzynarodowym i zasadami wolnego handlu — uważają Amerykanie.
Tamtejsi eksperci obliczyli, że podporządkowanie się regulacjom europejskim kosztowałoby amerykańskich przedsiębiorców 3,1 mld USD do 2020 r. i według niektórych szacunków doprowadziło do utraty prawie 80 tys. miejsc pracy. Swoją drogą ciekawe, jak się ta sprawa zakończy? Czyżby miała się zakończyć łączność lotnicza USA — Europa? Nie sądzę. W każdym razie, zdaniem Amerykanów, lepiej zainwestować pieniądze w rozwój nowoczesnych, ekologicznych technologii, zamiast wpłacać je, w postaci „emisyjnego haraczu” do unijnej kasy.