„Płaciliśmy haracz za to, że zwiększaliśmy zyski Pańskiego koncernu. Kiedy sprzedaż naszych wyrobów szła tak dobrze, że przekraczała plany, byliśmy obciążani dodatkowymi, nieuzgodnionymi w żadnej umowie opłatami, które sięgały nawet 30 proc. wartości obrotów” — napisał Henryk Kania w liście otwartym do Pedro Soaresa dos Santosa, prezesa Jerónimo Martins, właściciela sieci Biedronka.
Zdaniem Henryka Kani Biedronka nadużyła jego zaufania
W emocjonalnym liście Henryk Kania przypomina początki współpracy swoich zakładów z Biedronką. Podkreśla, że produkcja została przestawiona na potrzeby sieci, a jego firma zaciągnęła kredyty i podjęła inwestycje, aby sprostać oczekiwaniom partnera. „Zgrzeszyliśmy zaufaniem. Zawiniliśmy wiarą, że w XXI w. w Unii Europejskiej relacje biznesowe opierają się na przestrzeganiu przynajmniej minimalnych standardów. (…) Za dobrą monetę wzięliśmy głoszone przez Pański koncern zasady etyczne” — napisał były prezes ZM Henryk Kania.
W jego ocenie współpraca z siecią, do której trafiało nawet trzy czwarte produkcji, doprowadziła firmę do upadku. Wskazuje, że Biedronka jednostronnie narzucała opłaty i obniżała ceny towarów poniżej kosztów produkcji.
W tle zawiadomienie do prokuratury
List to ciąg dalszy ofensywy medialno-prawnej byłego właściciela pszczyńskich zakładów mięsnych. Jak informowaliśmy w ubiegłym tygodniu, Henryk Kania złożył zawiadomienie do Prokuratury Rejonowej Katowice-Południe, w którym zarzuca Jerónimo Martins Polska nadużywanie przewagi kontraktowej w latach 2016–19. Według jego wyliczeń nieuzgodnione rabaty miały sięgać 70 mln zł rocznie, co odpowiadało jednej piątej przychodów spółki.
Biznesmen utrzymuje też, że sieć obciążała go kosztami własnych kampanii promocyjnych i programów lojalnościowych. Sprawa dotyczy również wydłużania terminów płatności powyżej limitów dopuszczonych unijnym prawem.
Biedronka będzie bronić wizerunku
Marcin Ładak, dyrektor pionu prawnego i członek zarządu sieci Biedronka, podkreśla, że firma traktuje list otwarty „jako niegodny czyn osoby, która boi się stawić czoła poważnym zarzutom karnym w naszym kraju, takim jak pranie pieniędzy, udział w zorganizowanej grupie przestępczej i działanie na szkodę swojej firmy, od lat unikając polskiego wymiaru sprawiedliwości”.
— Natychmiast podejmujemy działania prawne w celu ochrony naszej firmy, a także dobrego imienia jej właściciela, zarządu, pracowników oraz dostawców. Jesteśmy przekonani, że Henryk Kania powinien zostać pociągnięty do odpowiedzialności za swoje działania przed polskim wymiarem sprawiedliwości, w tym za zniesławienia zawarte w liście — mówi Marcin Ładak.
Podkreśla, że Sąd Okręgowy w Poznaniu orzekł już, że relacje handlowe między Biedronką a ZM Henryk Kania były w pełni zgodne z polskim prawem.
— Naszą współpracę ze wszystkimi dostawcami kształtujemy właśnie w ten sposób, opierając się na dwustronnych porozumieniach i preferując wieloletnie relacje partnerskie — podkreśla członek zarządu sieci Biedronka.
Henryk Kania chce listu żelaznego
Przebywający od kilku lat w Ameryce Południowej Henryk Kania zapowiada chęć powrotu do kraju. Wystąpił do sądu o list żelazny, który ma zapewnić mu możliwość udziału w postępowaniach dotyczących upadłych ZM Henryk Kania. Wniosek ma zostać rozpatrzony 28 października przez Sąd Okręgowy w Katowicach.
Biznesmen ma też zarzuty w postępowaniu dotyczącym oszustw podatkowych, prania pieniędzy i działania na szkodę spółki. Według śledczych mechanizm miał polegać m.in. na wymianie fikcyjnych faktur ze spółką zależną Rubin Energy o łącznej wartości ponad 740 mln zł i zaniżaniu zobowiązań podatkowych.
Prokuratura zabezpieczyła jego majątek o wartości około 12 mln zł, w tym nieruchomości i samochody. Biznesmen nie stawił się na wezwania organów ścigania i od kilku lat przebywa za granicą.