Korporacja Polskie Stocznie działa ponad rok. Jakie są efekty? Na razie żadne.
Dziecko Agencji Rozwoju Przemysłu (ARP) w maju ukończyło rok życia. Korporacja Polskie Stocznie (KPS), bo o niej mowa, czeka na sfinalizowanie wniesienia udziałów Stoczni Szczecińskiej Nowej i Stoczni Gdynia. A co w tym czasie robiła korporacja?
Złośliwi twierdzą, że zapisywała tony papieru, by stworzyć program konsolidacji branży, którego szczegóły — delikatnie mówiąc — budzą w stoczniach wiele kon- trowersji. Budowa programu połączenia stoczni zajęła niemal rok. I pewnie kolejny trze- ba poświęcić na jego wdrożenie — jeśli w ogóle uda się prze- łamać opór związkowców i przekonać kierownictwo stoczniowe, które ma wątpliwości co do szczegółów planu połączenia.
Korporacja natomiast nie zasypia gruszek w popiele, jeśli chodzi o włączenie w jej struktury i przygotowanie gruntu pod restrukturyzację Stoczni Marynarki Wojennej (SMW). Mimo że stocznia jest jeszcze przedsiębiorstwem państwowym, KPS już szuka 400 mln zł na budowaną przez nią korwetę. Ma też plan postawienia w SMW montowni dużych silników, budowy kadłubów dla stoczni Gdynia i... ekskluzywnych jachtów.
KPS, choć jeszcze nie zaczęła restrukturyzować stoczni, opracowuje już plan ich funkcjonowania nawet po 2010 r. Zgodnie z nim korporacja będzie emitować obligacje warte miliardy złotych i będzie notowana na wielu rynkach publicznych. Jeszcze w środę wydawało się, że plan trafi do lamusa, bo rada nadzorcza korporacji odwołała ze stanowiska wiceprezesa i jednego z jego twórców — Arkadiusza Dziedzica. Kilka godzin później zaproponowano mu jednak stanowisko doradcy zarządu. Czyżby z powodu problemów kadrowych? Korporacja od miesięcy szuka prezesa i podobno nie ma chętnych. To ciekawe, że trudno znaleźć wiarygodną osobę, która chciałaby zarządzać rocznie kilkoma miliardami złotych.
Oby tylko wkrótce nie okazało się, że nie ma czego restrukturyzować, bo z informacji o stanie sektora, którą resort gospodarki ma przedstawić rządowi, jednoznacznie wynika, że kondycja firm jest fatalna.