Triathlon to mój sposób na dobre życie

Robert Rybarczyk
opublikowano: 2022-07-08 14:00

60 km rowerem do pracy: z warszawskiej Saskiej Kępy do Mordoru, ale nie bezpośrednio, tylko przez… Górę Kalwarię. Marek Pokorski, dyrektor generalny firmy informatycznej Inetum Polska, zawodnik triathlonowej kadry narodowej seniorów, mówi, że gdyby 10 lat temu ktoś go zapytał, czy w tym wieku nadal będzie się ścigał, odpowiedź byłaby przecząca. W lipcu kończy 51 lat.

Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja
W sporcie i w biznesie:
W sporcie i w biznesie:
Marek Pokorski, szef Inetum Polska, lubi rywalizację i lubi zwyciężać. Nadchodzący wyścig daje mu motywację do ciężkiej pracy na treningach. Bez tej motywacji byłoby mu trudno zadać sobie ból i wyjść poza strefę komfortu, z czym wiąże się rywalizacja sportowa.
MAREK WISNIEWSKI

Na koncie ma ponad 100 triathlonowych zawodów na różnych dystansach. Przyznaje, że niewiele może go już zaskoczyć, co nie znaczy, że nie popełnia błędów w rozkładzie tempa, taktyce, żywieniu. Ale każdy wyścig to fascynująca historia.

– Uwielbiam moment oczekiwania na start. Stojąc na plaży albo lewitując w wodzie, czekam na sygnał startera. Po sygnale full gaz i szukanie dobrych nóg – pływanie nie jest moją mocną stroną, więc płynąc za dobrym pływakiem, korzystam z jego pracy. Szybciej docieram do brzegu. Po wskoczeniu na rower włącza mi się tryb bestii. Rower to moja najsilniejsza dyscyplina. Staram się zbudować przewagę nad rywalami. Zeskakując z roweru, nigdy nie wiem, jak nogi będą się czuły w biegu. Jeśli przegiąłem, wtedy przechodzę w tryb zombie, starając się stracić najmniej. Bieganie to dla mnie walka o utrzymanie pozycji. Wpadając na metę, lubię przybijać piątki z kibicami. Zawsze, niezależnie od miejsca, endorfiny się wylewają, dając poczucie radości. I spełnienia – opowiada Marek Pokorski.

Szef Inetum Polska najlepsze wyniki – mierzone miejscami na podium zawodów, medalami mistrzostw Polski czy 9. miejscem w tegorocznych mistrzostwach Europy na dystansie olimpijskim w Olsztynie – osiągał w ostatnich pięciu latach lat.

– To z jednej strony rezultat współpracy z trenerem Kubą Czają, a z drugiej – wykruszającej się konkurencji, która w starszych kategoriach wiekowych jest wyraźnie słabsza – uważa zawodnik.

Przed Karasiem czapki z głów

Wymagająca dyscyplina:
Wymagająca dyscyplina:
Marek Pokorski podkreśla, że triathlon wymaga systematyczności, ciężkiej pracy, myślenia strategicznego. Talent jest ważny, ale na poziomie, na którym się ściga, nie najważniejszy.
MAREK WISNIEWSKI

Choć na świecie konkurencja w tej morderczej dyscyplinie jest ogromna, w triathlonie jesteśmy najlepsi na świecie. 67:58:01. Tyle wynosi ostatni rekord świata w pięciokrotnym Ironmanie. Dokonał tego we wrześniu 2021 r. Robert Karaś na dystansie: pływanie 19 km, rower 900 km, bieg 211 km. Wcześniej pobił rekordy świata w podwójnym i potrójnym Ironmanie. Karaś po prostu rządzi wśród triathlonistów.

– Spektakularny wyczyn. Chylę czoło przed Robertem. To, że mówimy o nim, świadczy o jego roli jako ambasadora triathlonu. Wiele osób kojarzy tę dyscyplinę właśnie z Robertem i jego osiągnięciami. Robert Karaś utożsamia mit Ironmana, człowieka z żelaza, z którym triathlon nierozerwalnie się kojarzy. Natomiast wyścigi, w których ja się ścigam i które przyciągają tysiące amatorów w Polsce i miliony na świecie, trwają od jednej do pięciu godzin. To trochę tak, jakby rywalizację biegaczy na 10 km porównywać z biegiem 24-godzinnym. W obu dyscyplinach niby chodzi o szybkie przebieranie nogami – mówi Marek Pokorski.

Na tyle startów z trasy nie zszedł ani razu. Za to kilka razy wskutek awarii roweru czy kontuzji wyścig z walki o wynik zmieniał się w rekreacyjną przygodę.

– To dało mi możliwość dzielenia doświadczenia z zawodnikami niewalczącymi o wynik, lecz o ukończenie zawodów. Jestem dla nich pełen podziwu. Na trasie wszyscy cierpimy tak samo. Ci z przodu są szybsi, ale wszystkich jednakowo boli – zapewnia Marek Pokorski.

Początki:
Początki:
Podczas spaceru z rodziną trafiłem na zawody triathlonowe. Wiedziałem, że w kolejnym roku stanę na starcie. I tak się stało. 6 września 2009 r. ukończyłem swoje pierwsze zawody na dystansie ½ Ironman (1,9 km pływania, 90 km roweru, półmaraton) w Bydgoszczy – wspomina Marek Pokorski.
MAREK WISNIEWSKI

Dla szefa informatycznej ekipy z Mordoru triathlon to coś więcej niż pływanie, jazda na rowerze i bieganie.

– Sport jest nieodłączną częścią mojego życia. Obok rodziny i pracy – najważniejszą. Potrzebuję tych trzech elementów, by dobrze funkcjonować jako człowiek. To tak jak z taboretem na trzech nogach – stoi stabilnie, a gdy zostają dwie, od razu się przewraca. Nie wyobrażam sobie życia bez aktywności. Od najmłodszych lat sport kształtował mój charakter. Uczył systematyczności, odpowiedzialności, wytrwałości, zorganizowania. Pozwalał mi lepiej znosić codzienność i czerpać większą radość z życia. Nie poddaję się podczas walki. Jestem uparty i pracowity. To cechy, które pomagają odnieść sukces w biznesie i w sporcie – uważa Marek Pokorski.

Podkreśla, że triathlon wymaga systematyczności, ciężkiej pracy, myślenia strategicznego. Talent jest ważny, ale na poziomie, na którym się ściga, nie najważniejszy.

– Środowisko mojego klubu CTS, zbudowanego przez Kubę Czaję, olimpijczyka z Aten, to niewyczerpane źródło inspiracji, motywacji, wsparcia i życiowej mądrości – dodaje zawodnik.

Tonący w pralce

W kadrze narodowej:
W kadrze narodowej:
To, że staję na linii startu z orzełkiem na piersi, daje niesamowitą satysfakcję. I nie ma znaczenia, że reprezentuję kraj w kategorii wiekowej 50–55 – mówi Marek Pokorski.
MAREK WISNIEWSKI

W młodości uprawiał żeglarstwo i piłkę ręczną. Po studiach skoncentrował się na pracy. Szybko pojawiła się nadwaga i złe samopoczucie. Zaczął biegać. Mówi, że to najprostsza i najefektywniejsza czasowo forma ruchu.

– Wychodzisz, kiedy chcesz, a każde warunki pogodowe są dobre. Żyłka rywalizacji szybko doprowadziła mnie na start zawodów biegowych. Sukcesy były umiarkowane, ale bawiłem się świetnie. Kontuzja snowboardowa wykluczyła mnie z biegania. Mogłem jeździć na rowerze i pływać. Podczas spaceru z rodziną trafiłem na zawody triathlonowe. Wiedziałem, że w kolejnym roku stanę na starcie. I tak się stało. 6 września 2009 r. ukończyłem swoje pierwsze zawody na dystansie ½ Ironman (1,9 km pływania, 90 km roweru, półmaraton) w Bydgoszczy. W wodzie niemal się utopiłem w tzw. triathlonowej pralce. Inni pływają po tobie, na tobie albo kopią się i szarpią. Moje cztery litery miały dość rowerowego siodełka, a uda odmawiały biegu po 2,5 godziny jazdy na rowerze. Skończyłem w nieco ponad 5,5 godziny w ⅓ stawki bezgranicznie szczęśliwy. Ta fascynacja wciąż trwa. Dzięki triathlonowi poznałem mnóstwo cudownych ludzi – mówi szef Inetum.

Lubi rywalizację i lubi zwyciężać. Zarówno w sporcie, jak i biznesie. Nadchodzący wyścig daje mu motywację do ciężkiej pracy na treningach. Bez tej motywacji byłoby mu trudno zadać sobie ból i wyjść poza strefę komfortu, z czym wiąże się rywalizacja sportowa.

Słodycze? Kocham

Rower to mocna strona:
Rower to mocna strona:
Po wskoczeniu na rower włącza mi się tryb bestii. Staram się zbudować przewagę nad rywalami. Zeskakując z roweru, nigdy nie wiem, jak nogi będą się czuły w biegu. Jeśli przegiąłem, wtedy przechodzę w tryb zombie, starając się stracić najmniej – opowiada Marek Pokorski.
fot.Piotr Naskrent/Maratomania.p

Za plan treningowy odpowiada jego trener Kuba Czaja. Dla Marka Pokorskiego największym wyzwaniem jest logistyka. Zmieszczenie w tygodniu 10–15 godzin treningu przy obowiązkach zawodowych i rodzinnych to duże wyzwanie. Jak wielu triathlonistów łączy treningi z jazdą na rowerze lub biegiem do biura, basen z korepetycjami córki i treningami piłkarskimi syna. A na każdy wyjazd służbowy zabiera buty biegowe i sprzęt pływacki.

Schemat treningowy ewoluuje w sezonie. Zimą jest więcej dłuższych treningów o niskiej intensywności. W sezonie startowym krócej, ale intensywniej. Do tego dwa obozy klimatyczne z klubem, treningi sprawności i siły w hali oraz codzienna poranna porcja jogi i mobilności.

Lubi trenować tam, gdzie mieszka. Treningi biegowe zwykle w Parku Skaryszewskim. Dłuższe treningi rowerowe po praskiej stronie Wisły: Nasielsk, Pomiechówek. Często podłącza się do weekendowych treningów grupowych w kierunku Garwolina. Basenów w Warszawie jest pod dostatkiem. Nawet podczas pandemii zawodnicy w sporcie kwalifikowanym mogli z nich korzystać.

Przed zawodami stosuje tzw. tapering, czyli zmniejszenie objętości treningowej przy zachowaniu intensywności. Po tylu latach startów wie, czego oczekiwać od organizmu. W każdym sezonie wyznacza 2–3 kluczowe starty. I do nich jest optymalnie przygotowany.

Stara się zdrowo odżywać, unikając śmieciowego jedzenia, wysoko przetworzonych produktów i alkoholu, przestrzegać pór posiłków i nie podjadać wieczorem. Ale sport to mimo wszystko zabawa. Chodzi o to, że kocha słodycze i trudno mu ich sobie odmówić. Mówi, że w tej kwestii ma jeszcze rezerwy.

– W lipcu skończę 51 lat. Gdyby 10 lat temu ktoś mnie zapytał, czy w tym wieku będę się dalej ścigać, odpowiedź byłaby: oczywiście, że nie! Natomiast rywalizacja w kategoriach wiekowych sprawia, że ściganie dalej ma sens. Zdaję sobie sprawę, że nie jestem w stanie poprawiać swoich najlepszych wyników na poszczególnych dystansach. A praca polega na możliwym utrzymaniu i jak najmniejszym regresie formy. Szukamy z trenerem bodźców treningowych, które działają. I ten proces jest fascynujący sam w sobie. To, że staję na linii startu z orzełkiem na piersi, daje niesamowitą satysfakcję. I nie ma znaczenia, że reprezentuję kraj w kategorii wiekowej 50–55 – mówi Marek Pokorski.

Okazuje się, że w jego przypadku sensownie prowadzony trening nie eksploatuje organizmu, ale go buduje i utrzymuje w formie. Pracując z fizjoterapeutką Katarzyną Modryl, starają się balansować tak, by nie łapać kontuzji.

– Skłamałbym, twierdząc, że jestem wolny od urazów. Na przykład teraz zmagam się z zapaleniem ścięgna podeszwowego. Natomiast nie ma tego wiele i paradoksalnie większy udział ma tu stres zawodowy i rodzinny niż sport – dodaje.

Sportowo spełniony

Sukcesy:
Sukcesy:
Najlepsze wyniki – mierzone miejscami na podium zawodów, medalami mistrzostw Polski czy 9. miejscem w tegorocznych mistrzostwach Europy na dystansie olimpijskim w Olsztynie – Marek Pokorski osiągał w ostatnich pięciu latach.

W Inetum sport też jest obecny. Jako element systemu wartości. Promują aktywny i zbalansowany tryb życia. Wspierają pracowników w rozwoju zawodowym i w realizacji pasji. Od wielu lat prowadzą program charytatywny Bike2work, w którym kilometry wypracowane podczas dojazdów do pracy na rowerze co roku zamieniają na wsparcie dla wybranej organizacji.

– Czekam, aż ktoś z koleżanek, kolegów pokona mnie w wyścigu triathlonowym. Nie ma co kryć, że PESEL gra tu na moją niekorzyść i to bardziej kwestia kiedy niż czy. Ale na razie wciąż jestem najszybszy triatlonistą w firmie – chwali się szef Inetum.

W spółce zaszła też ogromna zmiana i to mimo pandemii: wejście w globalną sieć i rebranding.

– Bierzemy aktywny udział w konsolidacji sektora usług IT w Polsce. W kwietniu przejęliśmy firmę JCommerce. Właśnie zakończyliśmy budowę nowej, zintegrowanej organizacji, która pozwoli nam lepiej odpowiadać na oczekiwania klientów szukających partnerów w procesie digitalizacji. Jestem pod wrażeniem pozytywnej energii zespołu. Mając 800 pracowników, Inetum Polska jest czołowym podmiotem w 30-tysięcznej grupie o przychodach ponad 2 mld EUR [firma dołączyła do Grupy Gfi Informatique (Inetum), która zatrudnia tysiące specjalistów IT w 26 krajach – red.]. Napawa mnie to dumą – mówi Marek Pokorski.

Sportowo jest spełniony. Cieszy się każdym kolejnym startem. Ale również, może nawet bardziej – całym procesem treningowym.

– Triathlon to dla mnie sposób na dobre życie – kończy szef Inetum Polska.