Kevin Roberts w światku reklamy i marketingu ma status legendy. Pracował na niego przez kilka dekad. W swojej karierze szefował przecież m.in. biznesom Pepsi, P&G, a od niemal 20 lat jest główną postacią w globalnych strukturach Saatchi & Saatchi, budując jedną z najprężniejszych organizacji w świecie reklamy. Teraz 67-latek urodzony w Wielkiej Brytanii dzierży także pozycję głównego trenera w Publicis Groupe (108 krajów, 80 tys. pracowników). Objeżdża też świat z przesłaniem radykalnego optymizmu („Brexit? Nie byłem jego wyznawcą, ale to świetna, choć niespodziewana wiadomość. Stwarza szansę na rewolucję w polityce — nowe, lepsze twarze”) i książką „64 Shots”, traktującą o przywództwie w czasach światowego szaleństwa. Szaleństwo przejawia się choćby popularnością mediów i gier społecznościowych. Nie spotkacie Kevina Robertsa w roli zombie biegającego po parku za pokemonami.

— Przyjąłem założenie, że to ja posiadam technologię, a nie ona mnie. Zatem mam smartfon i tablet, ale nikt z biznesu nie ma do mnie bezpośredniego adresu e-mail. Facebooka używam tylko w gronie rodzinnym, twittuję swoje myśli, ale nie śledzę nikogo. Po 9 wieczorem nie patrzę na ekran, na spotkaniach z czytelnikami nie pozwalam im na selfie — twierdzi Kevin Roberts.
Nie zaprzecza, że świat marketingu pęcznieje na nowinkach z pogranicza rozrywki i technologii. Dolar inwestycji w cyfrową reklamę daje trzykrotny zysk. Skoro jednak guru Facebooka używa okazjonalnie, a e-maile czyta wydrukowane przez asystentki (które odsyłają skany listów odręcznie pisanych przez współtwórcę sukcesu Saatchi & Saatchi), to czy przypadkiem nie ustawia się obok głównego nurtu i nie naraża na rychłe niezrozumienie cyfrowych trendów?
— Nie czuję się wyalienowany w tej kwestii. Firmy z całego świata płacą mi za to, bym im doradzał w kwestiach strategicznych. Wśród nich są także firmy stricte internetowe. Tak się składa, że ostatnio Facebook poprosił mnie, bym odbył kilka sesji z jego czterdziestoma kluczowymi menedżerami — ujawnia Kevin Roberts. Szlifowanie nowych zastępów przywódców w biznesie to konik Kevina Robertsa, definiującego otaczający nas świat jako szalony, żywy, zdumiewający, nierzeczywisty. To wersja widziana przez bardziej różowe okulary (ci w mniej różowych używają określeń: nieprzewidywalny, niepewny, skomplikowany, dwuznaczny).
Guru radzi je założyć każdemu z ambicjami na nowego lidera.
— Młodzi ludzie nie pójdą do firm, liderów, oferujących jedynie płacę, markę, dobry towar na sprzedaż. Nowa generacja szuka organizacji i osób, którym chodzi o coś więcej. Tu musi być misja, inspiracja, wręcz uczynienie czegoś dobrego dla otaczającego świata — twierdzi Brytyjczyk. Brzmi jak podręcznikowy truizm? Nie w ustach człowieka, którego słuchają najpotężniejsze korporacje na świecie.
— To w jakimś sensie zadziwiające, że szefowie takiego Facebooka — pomimo oszałamiającego sukcesu — mają w sobie tyle pokory. Mówią, że wciąż są start-upem, że terminują w przedszkolu. W czasie ciągłej zmiany produktu nie mieli czasu na budowanie mocnych struktur przywództwa. Codziennie więc pytają, gdzie w zarządzaniu mogą być lepsi — mówi Kevin Roberts.
Jego „64 Shots” to zestaw leków na te rozterki. To 64 praktyczne kąski przyrządzone przez człowieka przekonanego o trafności własnych diagnoz. W końcu już 10 lat temu guru marketingu ogłosił nadejście ery społeczeństwa zapatrzonego w małe ekrany. W rozmowie z „PB” Kevin Roberts często podkreśla, że tradycyjny szef za biurkiem — ciągnący za sznurki, wytyczający ścieżki — to już dinozaur. Boss — patriarcha okazuje się we współczesnym świecie trupem, przeżytkiem w upadających organizacjach.
— Nie idźcie pracować do firm, gdzie nie dają wam odpowiedzialności za to, co robicie. Nowe pokolenie ma pewność siebie, gotowość do wyzwań, nie ma doświadczenia. Jeszcze. Ma już natomiast świadomość, że tradycyjny marketing umarł. Duże, ważne marki najbliższej przyszłości staną się ruchem, bo klasyczny model budowania popytu to przeżytek. Konsumenci szukają doświadczenia, a nie produktu, chcą być częścią ruchu społecznego, a nie obiektem marketingu — wieszczy Brytyjczyk.