Teoretycznie prawomocny wyrok unieważniający umowę kredytu indeksowanego lub denominowanego do franka szwajcarskiego powinien kończyć sprawę – strony zwracają sobie nawzajem płatności i po rozliczeniu sprawa jest załatwiona. Banki jednak doszły do wniosku, że zwrot kapitału to za mało i klienci powinni zapłacić za to, że przez lata mogli z tego kapitału za darmo korzystać – najczęściej w postaci nieruchomości. Dlatego zaczęły składać pozwy - czasami jeszcze zanim zapadł prawomocny wyrok w sprawie umowy. Z takim stanowiskiem nie zgadzają się frankowicze, mówiąc że unieważnienie umowy jest sankcją i bankowi nie może się należeć wynagrodzenie, skoro stworzył umowę niezgodną z prawem.
Wyroków w tych sprawach na razie jest niewiele, ale sądy najczęściej stają po stronie kredytobiorców. Aby sprawę rozstrzygnąć raz na zawsze radca prawny Radosław Górski postanowił sięgnąć po fortel – w imieniu klienta po prawomocnym wyroku pozwał bank… o wynagrodzenie za korzystanie z kapitału. Opierając się na tych samych podstawach co banki uznał, że bank mógł dysponować dowolnie wpłaconymi przez klienta ratami i w związku z tym klientowi należy się wynagrodzenie.
– Sprawa sądowa dotycząca wynagrodzenia za korzystanie z pieniędzy przekazanych bankowi przebiegała w ten sposób, że pełnomocnik banku sprowokowany naszymi pytaniami przyznał, że wobec mojego klienta bank również posiada roszczenie o wynagrodzenie za korzystanie z kapitału kredytu. Wkrótce zresztą bank zrealizował swoje zapowiedzi i wysłał wezwanie do zapłaty, a następnie pozwał kredytobiorcę o wynagrodzenie za korzystanie z kapitału kredytu. Na tej podstawie udało się przekonać Sąd Rejonowy w Warszawie do zadania pytań TSUE nie tylko o wynagrodzenie dla klienta, ale także dla banku – mówi Radosław Górski.

Kapitał a upływ czasu
Sprawa nie jest prosta, bo banki opierają się na różnych podstawach prawnych i faktycznych, szukając szczęścia przed sądami. Dlatego Radosław Górski przygotowywał swój pozew, opierając się na różnych podstawach, takich jak np. wskaźnik inflacji czy rynkowy koszt pożyczek.
- Niejednokrotnie w pozwach banki opierają swoje roszczenia nawet na siedmiu różnych wariantach. Naszym celem było zrobić wszystko, by umożliwić TSUE jednoznaczne rozstrzygnięcie, czy w razie stwierdzenia nieważności umowy poza zwrotem kapitału kredytu i odsetkami od wymagalnych należności bankom należy się jakiekolwiek inne roszczenie wynikające z nieważności umowy kredytu i faktu przekazania konsumentowi kapitału kredytu. Zależy nam przede wszystkim na tym, aby w reakcji na niekorzystne dla banków orzeczenie TSUE, banki nie mogły w sposób przekonujący twierdzić, że trybunał nie wypowiedział się o określonym roszczeniu banków i wobec tego sprawa pozostaje nierozstrzygnięta – mówi Radosław Górski.
Jak przewiduje Radosław Górski, 12 października szykuje się całodzienna rozprawa, na której wypowiedzieć się będzie chciało wiele stron. Poza kredytobiorcą pisemne stanowisko w sprawie przedstawili już: Komisja Europejska, Bank Millennium, rządy Polski i Portugalii, Rzecznik Praw Obywatelskich, Rzecznik Finansowy, a także prokuratura. TSUE zajmie się jednak tematem, który chwilowo przerósł Sąd Najwyższy - Izba Cywilna, gdy miała zająć się tą kwestią, wolała sama zadać pytania do TSUE w sprawie statusu sędziów.
– Tego dnia wyroku TSUE się nie spodziewam. Myślę, że zapadnie dopiero po kilku miesiącach od rozprawy. Może stać się to szybciej, jeśli tylko trybunał dostrzeże, że sprawa ma szczególne znaczenie w Polsce. Informowałem już trybunał, że w Polsce konsumenci są masowo pozywani o wynagrodzenie za korzystanie z kapitału kredytu – mówi Radosław Górski.
Pozwy odstraszają frankowiczów
W sytuacji, kiedy frankowicze wygrywają obecnie 95 proc. spraw przed sądami, a niepewni wyroku mogą być co najwyżej przedsiębiorcy, pozew za wynagrodzenie za korzystanie z kapitału jest ostatnią rzeczą, która jeszcze może odstraszać przed pozwaniem banku. Zwłaszcza, że dotyczą niebagatelnych kwot.
– Z pewnością wielu frankowiczów wstrzymuje się ze skierowaniem swoich spraw do sądów, ponieważ obawiają się oni zapowiadanych przez banki pozwów. Konsumenci, którzy zdecydowali się na proces, żyją w niepewności co do jego ostatecznego wyniku, ponieważ boją się zapowiadanych przez banki i ich przedstawicieli negatywnych konsekwencji ustalenia nieważności umów. Uderzająca jest również wysokość tych roszczeń – poza zwrotem samego kapitału banki z tytułu wynagrodzenia za korzystanie z kredytu domagają się około 50 proc. kapitału kredytu – mówi Radosław Górski.
Poza zwrotem samego kapitału banki z tytułu wynagrodzenia za korzystanie z kredytu domagają się około 50 proc. kapitału z tego kredytu.
Samego rozliczenia z bankiem frankowicze raczej się nie boją, bo zdecydowana większość z nich już oddała więcej w ratach niż pożyczyła – tylko osoby, które wzięły kredyty na wyjątkowo długi czas, czyli 40-50 lat, nie zdołały uzbierać w ratach odpowiedniej sumy. Unieważnienie umowy nie oznacza zwrotu dużych kwot do banku, co zmuszałoby np. do sprzedaży nieruchomości. Chyba że sądy zaczną uwzględniać wynagrodzenie za korzystanie z kapitału.
- Gdyby się okazało, że wynagrodzenie bankom się należy, to właściwie przekreślałoby to cały dorobek orzeczniczy TSUE w sprawach frankowych i byłoby rażąco wręcz sprzeczne z celami dyrektywy dotyczącej ochrony konsumentów. Kredytobiorca mógłby bowiem nawet wygrać swój proces sądowy z bankiem, doprowadzając do nieważności umowy kredytu, a i tak suma jego świadczeń z tego tytułu (zwrot kapitału i tzw. wynagrodzenia za korzystanie z kapitału) byłaby w sensie ekonomicznym zbliżona do sytuacji frankowicza, który nie wystąpił na drogę postępowania sądowego – mówi Radosław Górski.
Uważa on także, że to nieuczciwe, aby bank, który jest autorem wadliwej umowy kredytu w wyniku stwierdzenia jej nieważności poza zwrotem kapitału kredytu uzyskiwał dodatkowe korzyści i nie poniósłby właściwie żadnych konsekwencji.
– Należy przy tym podkreślić, że z powszechnie dostępnych dokumentów wynika, że banki od wielu lat zdawały sobie sprawę z ryzyka kursowego związanego z umową kredytu. Nie ma również wątpliwości, że banki jako profesjonaliści reprezentowani przez zawodowych prawników już podczas redakcji umów z pewnością dostrzegały (a przynajmniej powinny były dostrzegać) wady tych umów i w związku z tym były świadome ryzyka, że postanowienia umowne, które pozwalają im na dowolne ustalanie kursów walut obcych mogą prowadzić do nieważności umów. Zwłaszcza że towarzyszy temu nierzetelne, niepełne informowanie o skali ryzyka kredytowego – mówi Radosław Górski.
Banki zostawiły lukę umowach, pozwalającą dowolnie kształtować kurs walutowy. Teraz to podstawa unieważnień.
– Orzeczenie trybunału dotyczące wynagrodzenia za korzystanie z kapitału będzie najważniejszym rozstrzygnięciem dla sądów w Polsce w sprawach dotyczących franków i kolejnym kamieniem milowym w tej sprawie – ocenia Radosław Górski.
