TSUE zmienia klimat wokół franków

Eugeniusz TwarógEugeniusz Twaróg
opublikowano: 2021-10-13 20:00

We wrześniu trybunał wydał ważny wyrok w sprawie klauzl przeliczeniowych. Frankowicze go przemilczeli, ale banki wiążą z nim spore nadzieje. Dlaczego? O tym mówi Piotr Bodył-Szymala z Santander Banku Polska.

Przeczytaj artykuł i dowiedz się:

  • jaki wpływ na spór frankowy w Polsce może mieć wrześniowy wyrok TSUE w sprawie węgierskiej
  • dlaczego sądy nie mogą go zignorować
  • czy przyspieszy proces zawierania ugód, czy też usztywni stanowisko banków

„Puls Biznesu”: Co nowego zawiera wrześniowe orzeczenie TSUE w sprawie zawartej na Węgrzech umowy kredytu walutowego (szczegóły w ramce)? Czy rozstrzygnięcie dotyczące klauzuli przeliczeniowej można odnieść do spraw frankowych w polskich sądach?

Piotr Bodył-Szymala, szef departamentu obsługi prawnej w Santander Banku Polska: Skalę praktyczną dopiero poznamy, ale potencjał jest duży. W uzasadnieniu pojawiły się nowe elementy. Zostały jednak tak w wkomponowane w historię wcześniejszych orzeczeń, że mimo doniosłości nie sprawiają wrażenia rewolucyjnej zmiany, którą w istocie oznaczają.

Węgierskie echa:
Węgierskie echa:
Piotr Bodył-Szymala z Santander Banku Polska stawia dolary przeciw orzechom, że wyrok węgierski będzie przywoływany w sprawach polskich rozpatrywanych obecnie przez TSUE.

Sędziowie orzekli, że w przypadku stwierdzenia abuzywności klauzul powstaje luka w umowie i można uzupełniać ją przepisami wprowadzonymi do systemu prawnego później niż nastąpiło podpisanie umowy. Zapytanie do TSUE dotyczyło umowy kredytu zawartej w 2007 r. Regulacja, która zgodnie z orzeczeniem trybunału mogłaby zostać wykorzystana do zapełnienia luki w umowie, zaczęła obowiązywać na Węgrzech siedem lat później – w 2014 r.

Sprawa JZ przeciwko OTP Bankowi

W 2007 r. JZ, mieszkaniec Węgier, zaciągnął kredyt hipoteczny denominowany w walucie obcej w banku OTP. 10 lat później wystąpił z pozwem o unieważnienie umowy ze względu na nieuczciwy charakter warunków dotyczących różnic kursowych: inny był kurs przy uruchomieniu kredytu, inny przy spłacie. Sąd I instancji uznał powództwo za bezzasadne.

JZ złożył apelację, powołując się na sprawę Dziubaków z października 2019 r. Poza tym podnosił, że informacje, jakie dostał od banku w sprawie ryzyka kursowego, były niewystarczające. Na Węgrzech od wyroku w sprawie państwa Dziubaków przybywa pozwów o unieważnienie umów. W efekcie Sąd Najwyższy orzekł, że polska sprawa nie ma zastosowania do lokalnych warunków, ponieważ w prawie węgierskim istnieją przepisy z 2014 r., regulujące kwestię przeliczania walut w umowach i można nimi zastąpić klauzule przeliczeniowe.

W sprawie JZ sąd apelacyjny zapytał TSUE, czy sąd może zdecydować o zastosowaniu innego kursu przewidzianego przepisami zamiast klauzuli abuzywnej, nawet jeśli konsument tego nie chce i wnosi o unieważnienie.

W Polsce klienci nie są zainteresowani wprowadzaniem zamienników klauzul abuzywnych i od razu występują z wnioskiem o unieważnienie na żądanie.

W węgierskiej sprawie TSUE wyraźnie stwierdza to, co mówił wcześniej, a co było pomijane w krajowych sądach: jeśli unieważnienie umowy jest szczególnie korzystne ekonomiczne z punktu widzenia konsumenta, nie przesądza to o tym, że umowa ma zostać unieważniona. W świetle unijnej dyrektywy sąd ma wyeliminować niedozwolone postanowienia umowne i przywrócić równowagę kontraktową, wykorzystując narzędzia istniejące w systemie prawnym. To konsument decyduje, czy skorzystać z ochrony dyrektywy 93/13. Jeśli z niej rezygnuje, oznacza to, że nie chce zastosowania przepisu, który mógłby zastąpić klauzulę abuzywną. Co się wówczas stanie? Umowa zostanie utrzymana w kształcie, w jakim była zawarta. Wola konsumenta, żeby nie zastosować jakiejś normy prawnej, nie jest wiążąca dla sądu, który sam decyduje, z jakich norm skorzystać, pod warunkiem, że istnieje konkretny przepis.

Było to zasygnalizowane już w sprawie państwa Dziubaków z 2019 r. Niestety rozstrzygnięcie zostało zinterpretowane tak, że sąd - stwierdziwszy istnienie przepisu, który nadawałby się do wypełnienia luki w umowie - musi zapytać konsumenta o zgodę. Gdy konsument odmawia, sąd uznaje, że nie może zrobić nic poza unieważnieniem umowy. To rozumowanie jest wadliwe. Wynika to, w moim przekonaniu, z niewłaściwego zrozumienia orzeczenia na poziomie redakcyjnym.

W Polsce też mamy taki przepis, ale do tej pory był zupełnie pomijany.

Tak, zmieniony w 2009 r. artykuł 358 Kodeksu cywilnego mówi, że jeśli nie wiemy, jakim kursem się posłużyć, to przeliczenia należy dokonać według średniego kursu NBP. Jest to przepis konkretny, a nie ogólna zasada prawa.

Racjonalnie na to patrząc, sąd ma narzędzia do wypełnienia luki po klauzuli przeliczeniowej, nie musi wymyślać mechanizmu, który by ją zastąpił i pozwolił utrzymać umowę w mocy.

Do tej pory panowało przekonanie, że ustawa to musztarda po obiedzie, została uchwalona za późno, już po fali umów frankowych.

Od początku uważałem, że powoływanie się na retroaktywność ustawy z 2009 r. jest błędem merytorycznym. Nie odwołujemy się do sytuacji prawnej z okresu zawarcia kontraktu (głównie w latach 2006-07), ale do sporu na gruncie tego kontraktu, który toczy się obecnie. Nie można pomijać faktu, że norma prawna umożliwiająca zastosowanie średniego kursu NBP jest w systemie prawnym od 12 lat.

Jaki wpływ na orzecznictwo krajowe może mieć wyrok TSUE z września?

Otwiera drogę do poważnego zastanowienia się nad obecnym sposobem rozumowania w orzecznictwie polskich sądów. Dzisiaj wygląda to tak, że sąd stwierdza abuzywność klauzuli kursowej, gdyż odwołuje się ona do tabel kursowych banku, stwierdza niedozwolony charakter klauzuli, eliminuje ją z umowy. Powstaje dziura - nie wiadomo, jaki kurs zastosować. Sąd pyta konsumenta, czy wprowadzić do umowy art. 358. Konsument mówi, że nie chce. Sąd unieważnia umowę. Na marginesie: sąd austriacki stwierdził, że tabele kursowe banków nie naruszają zasad ochrony konsumenta.

Skoro sądy ignorują orzeczenie TSUE w sprawie Banku BPH, to dlaczego mają brać pod uwagę wyrok dotyczący Węgier?

Zacytuję motyw 50. orzeczenia TSUE z 2 września br: „Tak więc wyrażona przez zainteresowanego konsumenta wola nie może przeważać nad oceną, która wchodzi w zakres suwerennych uprawnień sądu, przed którym zawisł spór, nad kwestią, czy zastosowanie środków przewidzianych przez właściwe przepisy krajowe pozwala na przywrócenie sytuacji prawnej i faktycznej konsumenta, jaka istniałaby w braku tego nieuczciwego warunku”.

Motyw krótki, jak na standardy luksemburskie, ale dosadny. Jeśli ten tok rozumowania nie przebije się w sądach krajowych, będę zawiedziony, bo jest sformułowany tak bardzo wprost, że trudno go zignorować. Oczywiście trzeba czasu, żeby orzeczenie weszło u nas do obiegu prawnego. Stawiam jednak dolary przeciw orzechom, że sprawa węgierska w sprawach polskich rozpatrywanych przez TSUE będzie przywoływana.Trybunał zmusi nas do takiego patrzenia na kwestię ochrony konsumenta.

Czy w świetle orzeczenia węgierskiego wychodzenie z ugodami do klientów ma sens?

Z perspektywy interesów banków zastąpienie klauzuli abuzywnej średnim kursem NBP jest rozwiązaniem dużo tańszym niż ugody – tak wynika ze wszystkich opracowań i analiz, także przygotowanych przez regulatorów. Nie jestem naiwny - nie wierzę, że zmiana orzecznictwa nastąpi z dnia na dzień. W perspektywie miesięcy rośnie jednak prawdopodobieństwo, że część sędziów odnotuje sprawę węgierską, a jeśli tak, to pojawi się istotny element zwiększający niepewność co do finalnego rozstrzygnięcia sporu sądowego. Teraz, według statystyk, banki przegrywają 90 proc. spraw w I Instancji. W momencie złożenia pozwu wynik jest więc łatwy do przewidzenia. Jeśli jednak nie będzie on już tak oczywisty, pojawi się pytanie, czy rozstrzygać spór w sądzie, czy poza nim, biorąc pod uwagę koszty i czas postępowania. Im większa niepewność, tym większe są szanse na ugodowe zakończenie sporu. Nie opowiadam się przy tym za żadnym typem ugód - chodzi o sam mechanizm rozwiązania sporu.