Unia Europejska chce, aby Polska już od 2006 r. udostępniła bez żadnych ograniczeń rynek kolejowy. Ministerstwo Infrastruktury nie zamierza jednak ustąpić.
Bruksela przedstawiła propozycję nowej dyrektywy, która zakłada przyspieszenie terminu pełnego otwarcia dla zagranicznych przewoźników polskiego rynku kolejowego. Liberalizacja, którą proponuje UE, może słono kosztować państwowego przewoźnika PKP Cargo, bo gra toczy się przede wszystkim o możliwość świadczenia przewozów towarowych. Związani z branżą eksperci nie mają bowiem wątpliwości, że za propozycją zmiany pierwotnych ustaleń stoją największe zachodnie firmy transportu kolejowego.
UE chce pełnego dostępu do polskiej sieci już od początku 2006 r., wliczając w to przewozy kabotażowe, czyli wewnątrzkrajowe. Wcześniejsze ustalenia zakładają, że od dnia wejścia do Unii aż do końca 2006 r. nasz kraj udostępni tylko 20 proc. rocznej zdolności przepustowej na międzynarodowych liniach i to wyłącznie dla tzw. ugrupowań kolejowych, złożonych z przewoźnika polskiego i zagranicznego. Wolny dostęp dla wszystkich zainteresowanych ma być możliwy od 2007 r.
Ministerstwo infrastruktury nie zamierza jednak łatwo oddać pola. Nieoficjalnie udało nam się dowiedzieć, że w odpowiedzi na unijną propozycję resort zaproponował znaczne wydłużenie terminów.
— Minister zaproponował, aby dostęp do 20 proc. sieci przedłużyć do końca 2008 r., później stopniowo uwalniać kolejne części rynku aż do całkowitego otwarcia w 2012 r. — mówi nasz informator.
Okres przejściowy wynegocjowano na potrzeby PKP Cargo, które miało wykorzystać ten czas na nadrobienie zaległości technologicznych, dzielących polską firmę od zachodnich konkurentów. Spółka miałaby pozyskać inwestora i środki na rozwój.
Chociaż Maciej Leśny, nowy wiceszef w resorcie infrastruktury odpowiedzialny za koleje, obiecuje, że Cargo doczeka się inwestora przed 2006 r., to eksperci przestrzegają przed wcześniejszym otwarciem granic. Z pojawienia się w Polsce nowych przewoźników byłby zaś zadowolony Tadeusz Augustowski, szef PKP PLK, spółki zarządzającej siecią kolejową.
— Wykorzystujemy zaledwie 40 proc. przepustowości sieci. Reszta jest do wzięcia. Trasy przewozów towarowych są używane średnio w 50 proc., a wpływy z przewozów pasażerskich zmniejszają się. Nowi przewoźnicy oznaczają dla nas większe przychody — wyjaśnia Tadeusz Augustowski, prezes PLK.