Unia znów sięgnęła po straszak, który ma skłonić Polskę do szybszego wdrożenia przepisów dotyczących odnawialnych źródeł energii. Chodzi o sprawę, którą Komisja Europejska wytoczyła Polsce w 2013 r. za to, że nie wdrożyliśmy na czas dyrektywy prowadzącej do zwiększenia do 20 proc. udziału OZE w unijnej produkcji energii. Wczoraj rzecznik Trybunału Sprawiedliwości UE uznał, że Polska powinna dostać za to karę w wysokości 61 tys. EUR za każdy dzień opóźnienia. „Opinia rzecznika nie wiąże Trybunału Sprawiedliwości. Od opinii rzecznika do rozstrzygnięcia Trybunału mija od kilku tygodni do kilku miesięcy” — tłumaczył wczoraj cytowany przez PAP pracownik biura prasowego Trybunału.
Propozycja nałożenia na Polskę 61 tys. EUR kary dziennie to i tak postęp w stosunku do początkowych 133 tys. EUR. Takiej kary Komisja chciała dla Polski w momencie składania pozwu, lecz udobruchały ją niektóre przepisy wprowadzone w zeszłorocznej nowelizacji prawa energetycznego, czyli w tzw. małym trójpaku. Teraz też są szanse na zmianę stanowiska Komisji.
Do pełnej implementacji zaleceń z unijnej dyrektywy potrzebne jest po prostu uchwalenie ustawy o OZE, a prace nad nią są na ukończeniu.
— Na pewno Polski rząd będzie bronił się tym, że dyrektywa dotycząca OZE została wdrożona, a dopełnieniem będzie uchwalenie ustawy — uważa Arkadiusz Sekściński z Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej. Polska, podobnie jak inne kraje UE, ma opóźnienia we wdrażaniu niektórych dyrektyw. Wystarczy wspomnieć o przepisach związanych z liberalizacją rynku gazu czy utylizacją elektrośmieci. Przedstawiciele ministerstw przekonują jednak zawsze, że groźba kar pełni funkcję bata, a przyśpieszenie działań legislacyjnych oddala karę.
5 XII 2010 r. Do tego dnia kraje członkowskie UE miały wdrożyć dyrektywę, której celem jest osiągnięcie 20-procentowego udziału energii odnawialnej do 2020 r.
61 tys. EUR Takiej kwoty za każdy dzień opóźnienia we wdrażaniu dyrektywy chce od Polski UE.