Polowanie na Kruka już się kończy. Główny akcjonariusz i założyciel spółki
zdecydował się odpowiedzieć na ofertę
Vistuli&Wólczanki.
Wczoraj w „PB” pisaliśmy, że spółka W.Kruk
przyspieszyła o kilka dni publikację raportu rocznego. Podkreśliliśmy, że kończy
się tzw. okres zamknięty i osoby zarządzające mają możliwość handlu akcjami. I
stało się.
Rodzina Kruków, która ma około 28 proc. akcji, ogłosiła, że zamierza sprzedać
papiery w wezwaniu Vistuli&Wólczanki (V&W). Wieść o tym odzieżowa spółka
przyjęła z satysfakcją.
- Gdy emocje opadły główny akcjonariusz W.Kruka uznał
naszą ofertę za atrakcyjną – mówi Maciej Wandzel, członek rady nadzorczej
V&W.
Czy to oznacza, że jubilerska spółka jest już w rękach
przejmującego?
- Trzeba poczekać do końca wezwania, ale decyzja pana Kruka to
czytelny sygnał, że pomysł i warunki przejęcia są dobre. Pozostali inwestorzy
powinni mieć mniejsze wątpliwości – dodaje Maciej Wandzel.
V&W ogłosiła
wezwanie na 66 proc. akcji W.Kruka 5 maja. Wojciech Kruk, największy
akcjonariusz spółki (22,32 proc.) określił je jako próbę wrogiego przejęcia jego
rodzinnego dorobku. Najwięcej do powiedzenia miały jednak fundusze inwestycyjne
i emerytalne, bo akcjonariat był rozdrobniony.
Instytucje finansowe
kontrolowały 38,65 proc. akcji.
Wojciech Kruk zdecydował
odpowiedzieć na wezwanie, choć jeszcze w weekend zapewniał, że nie odda
kontroli. Według naszych informacji nie miał wyjścia.
W poniedziałek miał się
spotkać z zarządzającymi funduszami.
- Pan Kruk obiecywał, że zaprezentuje
plan, który nas przekona, by nie odpowiedzieć na wezwanie. Prosił, by wstrzymać
się z decyzją do poniedziałku – mówi jeden z zarządzających, który chce zachować
anonimowość.
Rano spotkania zostały odwołane.
- Pan Kruk kilkukrotnie
zapowiadał, że przedstawi rozwiązanie lepsze niż sprzedaż akcji w wezwaniu. Nie
dostaliśmy jednak żadnej konkretnej propozycji – mówi jeden z zarządzających
funduszami.
Czego oczekiwali? Najprościej byłoby, gdyby rodzina Kruków
dokupiła około 10-procentowy pakiet akcji. Wówczas kontrolowaliby blisko 40
proc. kapitału spółki i szanse na skupienie 51 proc. w wezwaniu byłyby
znikome.
- To byłby sygnał, że Wojciech Kruk jest gotów poświęcić swoje
pieniądze na ratowanie spółki – mówi zarządzający.
Pojawił się
problem, skąd wziąć pieniądze. Na 10-procentowy pakiet trzeba przeznaczyć ponad
40 mln zł.
- Dziś banki nie palą się do udzielania kredytów pod zastaw akcji.
Tym bardziej, że nie wiadomo, z czego kredyt spłacić. W.Kruk nie wypłaca
dywidendy – mówi nasz rozmówca.
O tym, że nie jest łatwo o finansowanie tego
typu transakcji przekonała się również V&W.
- Nie było łatwo, ale
ostatecznie udało nam się znaleźć banki, które udzieliły nam kredytu – mówi
Maciej Wandzel.
Wczoraj wielokrotnie próbowaliśmy porozmawiać z Wojciechem
Krukiem, jednak odmawiał komentarza. W opublikowanym wczoraj komunikacie
zapewnił, że podjął decyzję o znaczącej redukcji zaangażowania rodziny Kruk w
spółkę.
- Nie widząc możliwości kontynuowania współpracy jako strategiczny
akcjonariusz W.Kruk zdecydowałem się wraz z rodziną odpowiedzieć na ogłoszone
wezwanie – tłumaczy Wojciech Kruk.
Przypomnijmy, że wezwanie V&W odbierał
on jako próbę wrogiego przejęcia dorobku jego rodziny. Zapowiadał, że jeśli
dojdzie ono do skutku, rozważy założenie konkurencyjnej spółki jubilerskiej.
Rynek krytycznie przyjął te zapowiedzi. Analitycy zgodnie twierdzą, że rodzinie
Kruków ciężko byłoby stworzyć alternatywną markę i znaleźć atrakcyjne
lokalizacje.
O godz. 9.35 papiery Kruka wyceniano na 21 zł, po
spadku o 7,7 proc., a Vistuli – na 7,84 zł (+3,8 proc.).
Vistula i Wólczanka chce skupić nie mniej, niż 51 proc. akcji spółki (maksymalnie 66 proc.). Cena w wezwaniu to 24,50 zł, a zapisy kończą się dziś.