Spółka z NewConnect pozyskała 13,5 mln zł na rozwój bota głosowego. Zmienia priorytet z dużych klientów na małe firmy, m.in. gabinety lekarskie.
Każdy chciałby być jednorożcem. Notowana na NewConnect spółka Vee, tworząca hosty głosowe (inteligentne voiceboty, służące do automatyzacji rozmów telefonicznych z klientami) w materiałach dla mediów zapowiada, że „wprowadzenie na rynek Vee Host [„pudełkowych” rozwiązań dla sektora MŚP – red.] pozwoli osiągnąć ok. 6 mln EUR przychodów miesięcznie, niemal 2,5 mln EUR zysku i kapitalizację na poziomie 1 mld EUR w perspektywie dwóch lat".
Zapowiedzi są śmiałe, bo kapitalizacja to na razie 80 mln zł, przychody nie przekraczają 2 mln zł, a spółka przynosi straty. W przejściu od etapu start-upu ze śmiałymi planami do zyskownej dużej firmy ma pomóc zastrzyk kapitału od akcjonariuszy.
- Pozyskaliśmy ok. 13,5 mln zł od trzech dotychczasowych akcjonariuszy mniejszościowych, co pozwoli nam przede wszystkim finansować rozwój produktu, powiększyć zespół, a także realizować działania marketingowe. Gdybyśmy zrezygnowali z inwestycji, spółka już byłaby rentowna, ale zamierzamy zbudować znacznie większą skalę i pierwszy zysk księgowy pokazać w przyszłym roku – zapowiada Dawid Wójcicki, prezes i założyciel Vee.

Automatyzacja rozmów
Vee zadebiutowało na NewConnect w 2016 r. jako Voicetel Communications. Koncentrowało się na rozwijaniu projektów wykorzystujących automatyzację głosową, które mogłyby zostać kupione przez dużych graczy, a jednocześnie tworzyło technologię, docelowo mającą zastąpić pracowników contact center. W 2019 r. spółka przestała świadczyć wielomilionowe, ale niedochodowe kontrakty barterowe i skupiła się wyłącznie na rozwoju botów konwersacyjnych.
W ubiegłym roku spółka miała 1,9 mln zł przychodów i 1,35 mln zł straty na poziomie EBITDA. Chwali się jednak szybkim wzrostem wskaźnika MPC, czyli liczby minut rozmów, zrealizowanych przez hosty głosowe spółki. W czwartym kwartale 2021 r. było to średnio 246 tys. minut miesięcznie, czyli o ponad 40 proc. więcej niż rok wcześniej.
- Będziemy się skalować. Marża w trwających projektach wynosi ok. 50 proc., więc inwestujemy w kolejne rozwiązania, pozwalające zdobyć większą część rynku. W polskich call center jest ok. 300 tys. stanowisk pracy, z których każde odpowiada za ok. 4,5 tys. minut rozmów miesięcznie, czyli łącznie daje to ok. 1,3 mld minut – i to nie licząc podstawowych stanowisk np. w recepcjach małych firm. Ten rynek będzie się stopniowo automatyzował – już teraz wykonujemy połączenia w ramach np. badania satysfakcji klienta, miękkiej windykacji czy potwierdzania wizyt lekarskich – mówi szef Vee.
Zastępowanie recepcjonistek
Spółka ma obecnie ponad 40 klientów, w tym dużych graczy, jak Enel-Med, Blue Media, Santander Consumer Bank i grupa Neuca. Zysków będzie jednak szukać w mniejszych firmach.
- Dla dużych graczy opracowujemy rozwiązania szyte na miarę – to długotrwałe, pracochłonne projekty, które dają nam jednak know-how branżowe. Wierzymy, że skalę uda nam się zbudować „pudełkowym” rozwiązaniem dla małych i średnich firm – mówi Dawid Wójcicki.
„Pudełkowe rozwiązanie”, za które klienci mieliby płacić kilkaset złotych miesięcznego abonamentu, miało zadebiutować na rynku w ubiegłym roku.
- Prace się nieco opóźniły ze względu na realizację kontraktu dla jednego z dużych klientów, ale debiut nowego rozwiązania jest planowany na ten rok. Będziemy w pierwszej kolejności sprzedawać je małym podmiotom z rynku ochrony zdrowia. Tam na efektywność biznesu znaczny wpływ mają niepotwierdzone wizyty lekarskie, a dotychczasowe mechanizmy potwierdzania są albo drogie, albo mało efektywne. To będzie filar naszego biznesu, w dalszej perspektywie rozwiązane będzie oferowane innym firmom usługowym czy e-sklepom – mówi Dawid Wójcicki.
Pod względem kapitalizacji i rozproszenia akcjonariatu Vee spełnia wymogi do transferu na główny parkiet warszawskiej giełdy, co mogłoby zwiększyć zainteresowanie spółką ze strony inwestorów instytucjonalnych. Przenosiny nie są jednak w najbliższych planach.
- Nie widzimy potrzeby pilnego przechodzenia na główny rynek. Na tym etapie nie przyniosłoby to spółce i jej akcjonariuszom wymiernych korzyści, zrodziłoby natomiast nowe obowiązki. Koncentrujemy się na razie na rozwoju produktu. Gdy urośniemy, zaczniemy przynosić regularne zyski i będziemy w stanie wypłacać dywidendę, transfer – połączony już pewnie z dużą ofertą publiczną – będzie miał znacznie większy sens – mówi Dawid Wójcicki.