Handlowa grupa chce sprzedać część biznesu. Zastanawia się, na której najwięcej zarobi.
Kilkudziesięciomilionowe straty, garb długu i spadająca sprzedaż – taka jest kondycja grupy handlowej Bomi. Witold Jesionowski, zarządzający spółką od lutego spec od restrukturyzacji, ma już plan, jak wyprowadzić Bomi ze stanu przedzawałowego i sprawić, że do końca 2013 r. będzie rentowna.
- Pomysły na poprawę sytuacji są trzy. Możemy sprzedać dystrybucyjny Rabat Service, który jest zdrowy i przynosi zyski. Możemy sprzedać kilkanaście supermarketów pod szyldem Rast na Warmii i Mazurach, które mają tam silną pozycję. Możemy też sprzedać część delikatesów Bomi lub zastanowić się nad fuzją z inną firmą z rynku detalicznego – mówi Witold Jesionowski.
Najcenniejszy w tym gronie jest Rabat Service, wyceniany na ok. 150 mln zł. To dystrybucyjne ramię Bomi, dysponujące siecią ok. 1300 małych sklepów franczyzowych. Poprzedni zarząd spółki chciał wysłać Rabat na NewConnect, ale te plany spaliły na panewce.
- Rabat na tle Bomi jest w doskonałej formie. Prowadzimy wstępne rozmowy z kilkoma zainteresowanymi podmiotami. To głównie fundusze – najsilniejszy w branży Eurocash raczej nie będzie się teraz skłonny do przejęć, a pozostałym może brakować gotówki – mówi Witold Jesionowski.
Jak dodaje, możliwe jest zostawienie w grupie zdrowej dystrybucji, a pozbycie się detalu. Ewentualna transakcja ma dojść do skutku do końca roku. Jeśli sprzedaż biznesu nie wypali, prezes nie wyklucza kolejnej emisji.
- Będziemy teraz mocno cięli koszty w grupie – o ok. 20-30 proc. Bomi ma trzykrotnie za duże koszty zarządu jak na spółkę tych rozmiarów i nieefektywną logistykę. Wycieka z niej mnóstwo pieniędzy – tylko na poziomie centrali możemy zaoszczędzić ok. 15 mln zł – mówi Witold Jesionowski.