W tym bowiem tygodniu jest to niewątpliwie najważniejsze wydarzenie. Co prawda 98 mln Amerykanów już zagłosowało (nie wszyscy pocztą, co zdaje się sugerować część naszych mediów), ale jednak wtorek 3.11 to jest ten dzień, kiedy wybory się kończą. To nie znaczy, że wyniki poznamy jutro. Poznamy jedynie wtedy, jeśli przewaga jednego z kandydatów będzie bezdyskusyjna. Liczenie głosów może się przeciągnąć na dni, a nawet tygodnie i to jest prawdziwe zagrożenie.
Jeśli chodzi o Senat, gdzie walka jest szczególnie pasjonująca, to może się okazać, że partii, która zdobędzie ponad 50 miejsc (Senat ma 100 miejsc) nie poznamy do stycznia. W Georgii bowiem wybieranych jest dwóch senatorów, a żaden z nich nie przejdzie, jeśli nie będzie miał ponad 50% głosów – wtedy będzie miała miejsce styczniowa powtórka głosowania.
Po wyborach też czekają nas atrakcje, bo w czwartek odbędzie się posiedzenie FOMC, a w piątek poznamy miesięczny raport z rynku pracy w USA. Co prawda Fed najpewniej niczego nie zmieni w swojej polityce monetarnej, ale jak zwykle jakieś reakcje rynków zobaczymy (szczególnie podczas konferencji prasowej Jerome Powella, szefa Fed). Dane z rynku pracy też jak zwykle doprowadzą do gwałtownych zmian na rynkach, ale najczęściej na rynku akcji do dużych zmian w końcu sesji nie prowadzą.
Warto wspomnieć o tym, że przed zakończeniem wyborów w USA widać było na rynkach akcji (bo walutowy po prostu rozsądnie czekał) prawdziwy entuzjazm. Już w piątek w Europie indeksy nie chciały spadać, mimo że zanosiło się na duże spadki indeksów na Wall Street (one nastąpiły) będących wynikiem publikacji raportów kwartalnych wielu spółek z sektora FAANG.
W poniedziałek indeksy w Europie zyskały ponad dwa procent (w Polsce WIG20 zyskał 2,65%). Mówiono w komentarzach o dobrych danych z gospodarki, ale to było według mnie niepoważne tłumaczenie. Rzeczywiście indeksy PMI dla przemysłu były kosmetycznie lepsze od publikowanych tydzień wcześniej przybliżeń, ale przecież lockdowny będą miały miejsce w listopadzie, a indeksy dotyczyły października. A jeśli mowa o lockdownach to kolejne kraje zaczęły je wprowadzać lub zapowiadać (Wlk. Brytania, Austria).
Skąd więc ten optymizm? Najpewniej zagrało kilka spraw. Po pierwsze wybory w USA się kończą, co wielu graczy przyjęło z radością (nie brali pod uwagę tego, co może się wydarzyć po wyborach). Po drugie zaś wprowadzane lockdowny nie paraliżowały całej gospodarki. Wręcz odwrotnie starano się zapewnić ciągłość pracy w wielu branżach. Po trzecie na przykład w Niemczech zapowiedziano kolejny, hojny pakiet pomocowy. Po czwarte rozpoczął się listopad, a z nim okres roku bardzo często dla akcji korzystny. Po piąty czekano na szczepionkę za kilka tygodni (mimo, że jej skutków długo nie zobaczymy).
Część graczy postanowiła więc zaryzykować i po sporych spadkach kupić przecenione akcje. Czy zrobili słusznie? Gdyby nie wybory w USA to powiedziałbym, że tak. Uważam (odważnie), że tylko kontestowany wynik wyborów i rozruchy w USA mogą teraz wywrócić rynki.