Duon, notowany na giełdzie niezależny sprzedawca energii i gazu, czuje się jak na huśtawce, o czym napisał do PSE, operatora krajowej sieci energetycznej. Konkretnie: Duonowi źle z widocznymi od niedawna nagłymi skokami cen energii elektrycznej, za które wini właśnie operatora.



„To działanie operatora w znaczącym stopniu przyczyniło się do tego, że w wielu dobach i godzinach minionego okresu doszło do znaczących wzrostów cen na rynku bilansującym, a w następstwie także cen na rynku spot” — pisze do operatora Krzysztof Noga, prezes Duonu.
Skoki cenowe widać w liczbach. Zarząd Duonu chętnie wskazuje najbardziej uderzające przypadki z minionych tygodni — np. 11 czerwca, kiedy między godziną 13 i 15 cena na rynku bilansującym sięgnęła 1347 zł/MWh, lub 21 lipca, kiedy między godziną 12 a 14 skoczyła do 1191 zł/MWh, choć w pozostałych godzinach oscylowała wokół 200 zł/MWh.
Sieć nie daje rady
PSE chętnie wyjaśnia. Skoki wynikają z kwestii technicznych, a w szczególności z tzw. cross-border redispatchingu. To międzyoperatorska wymiana energii między PSE a operatorami systemów w sąsiednich krajach.
Wyjaśnijmy rzecz po ludzku. Rynki energii w Europie otwierają się i integrują. To oznacza, że uczestnicy tych rynków mogą kupować i sprzedawać energię u siebie w kraju, ale mogą też za granicą. Z dużą swobodą jeśli chodzi o wolumeny. Nie zmienia to jednak faktu, że techniczne ograniczenia w przepustowości na połączeniach transgranicznych istnieją, a ich naruszenie zagraża bezpieczeństwu sieci. To oznacza, że w określonym momencie dnia przesył energii, kupionej np. w Niemczech z dostawą przez Austrię do Węgier, nie będzie technicznie możliwy. Umowa zakupu jednak zobowiązuje, więc do gry muszą wejść operatorzy systemów przesyłowych, w tym wypadku najczęściej... polski i niemiecki. To dlatego, że w przypadku takich umów fizyczny przepływ energii jest często wykonywany jako tzw. przepływ nieplanowy, za pomocą polskich sieci. No właśnie, nieplanowe przepływy z Niemiec do Polski są dużym problemem. Ich nieplanowość wynika z niespodziewanego rozwoju odnawialnych źródeł energii w Niemczech, głównie wiatraków. Kiedy za zachodnią granicą wieje, nadwyżka energii jest wypychana do wschodnich sąsiadów, bo niemieckie sieci nie są wystarczająco wydolne. Problem w tym, że nasze sieci też nie są wydolne. Niekontrolowany napływ energii grozi awariami i przerwami w dostawach prądu.
— W praktyce cross-border redispatching polega więc na tym, że operatorzy korygują fizyczne przepływy. Czyli jeśli widzimy, że zbliża się moment wystąpienia zbyt dużego przepływu mocy z Niemiec do Polski, to uzgadniamy zwiększenie generacji w Polsce i zmniejszenie jej w Niemczech, o dokładnie tę samą wielkość. Można powiedzieć, że przeskakujemy granicę i ją odciążamy — wyjaśnia Beata Jarosz, rzecznik PSE.
Zlecona dodatkowa generacja energii w Polsce może wymagać np. uruchomienia droższego bloku wytwórczego. Te dodatkowe koszty operatorzy w obu krajach dzielą między siebie. I to jest to, co wpływa na ceny energii na rynku bilansującym w Polsce.
Więcej informacji
Zarządu Duonu to wyjaśnienie jednak nie satysfakcjonuje. Ma wątpliwości związane z działaniami PSE w ramach wymiany energii, ale przygotował też konstruktywną propozycję. Chce, żeby operator informował, ile energii i kiedy zamierza dokupić. Bo wtedy łatwiej będzie planować biznes.
„Mamy prawo do niezwłocznych i przejrzystych informacji nt. planowanych jak i nieplanowanych przepływów transgranicznych realizowanych przez operatora” — pisze Krzysztof Noga.
PSE tego jednak nie przewiduje.
— To niemożliwe, bo z interwencją czekamy do ostatniej chwili. Dopiero kiedy znamy umowy handlowe, możemy dobrze określić zakres potrzebnego cross-border redispatchingu. Poza tym pracujemy, w gronie operatorów systemów europejskich, nad poprawą obecnych metod — tłumaczy Beata Jarosz.
Przedstawiciele Duonu wskazują jednak, że np. w ostatnich dniach, w lipcu, redispatching odbywa się codziennie w tych samych godzinach. Może więc da się to przewidzieć.
Inni nie chcą ryzyka
Niemiecki koncern RWE podchodzi do sprawy z większym dystansem niż Duon.
— Dostrzegamy problem nagłych skoków cen energii na rynku bilansującym, ale dotyczy on bardzo nieznacznej części naszego portfela zakupów. Kontraktujemy energię z dużym wyprzedzeniem, kupujemy także raczej na bardziej przewidywalnym rynku spotowym, aby nasi klienci nie odczuli tych zjawisk w swoich rachunkach — komentuje Piotr Grzejszczak, menedżer w RWE Polska.
— Nas ten problem nie dotyczy, bo niemal całość zakupów energii realizujemy w kontraktach długoterminowych z zabezpieczoną ceną. Każda firma ma swój model zakupowy, my akurat jesteśmy mniej agresywni — dodaje Piotr Ostaszewski z Energii dla firm.
Na różnice w apetycie na ryzyko zwraca też uwagę PSE.
— Uczestnicy rynku mają wybór. Energię na przyszły rok mogą kupić np. w kontrakcie długoterminowym już dziś. Mogą też poczekać i kupić ją z dobowym wyprzedzeniem. Mogą ją kupić w trakcie doby, w której wystąpi odbiór, a jeżeli i tego nie zrobią, to mogą kupić energię w ostatniej chwili — na rynku bilansującym, który co do zasady nie jest przeznaczony do prowadzenia działalności handlowej. To kwestia indywidualnej oceny ryzyka — uważa Beata Jarosz.
2,5 TWh Tyle energii elektrycznej napłynęło w I kw. z Niemiec do Polski. W odwrotnym kierunku — niemal nic. To efekt niekontrolowanych wypływów energii z sieci niemieckiej na zewnątrz, spowodowanych nadspodziewanie szybkim rozwojem energetyki wiatrowej.