Niedźwiedź wkroczył na rynek. W kilka dni bez litości zabrał nawet 30 proc. wartości akcji części spółek. Zakradł się niespodziewanie, mimo że od dawna inwestorzy go wypatrywali. Długie oczekiwanie jednak jest nużące i usypia czujność.
Zanim o korekcie będzie tu mowa, usystematyzujmy to, co się wydarzyło. Taka analiza pozwoli nam oddzielić emocje od faktów i ułatwi przewidywanie przyszłych wydarzeń. W stoczonej bitwie niedźwiedź bez większego wysiłku niszczył kolejne wsparcia, jakie napotykał na swojej drodze: najpierw na poziomie 3150 pkt, a następnie 3000 i 2950 pkt. Idąc za ciosem, złamał ostatecznie linię trendu wzrostowego (kształtowaną od maja zeszłego roku), która miała dać mu odpór na poziomie 2900-2880 pkt. Ten fakt wpłynie zapewne nie tylko na najbliższą, ale też dalszą przyszłość. Został bowiem nadany sygnał sprzedaży.
Argumenty niedźwiedzia są tym silniejsze, że indeks znajduje się już poniżej 100-sesyjnej średniej kroczącej (2928 pkt), co z pewnością będzie deprymowało kupujących i poskromi ich chęć odrobienia poniesionych w minionym tygodniu strat. Sytuacja jest bardzo zła, a wszelkie próby odbicia powinny skończyć się nie wyżej niż właśnie w okolicy 2930 pkt. Warto o tym pamiętać, nawet jeśli taka interpretacja wydaje się mało racjonalna i przekonująca z powodu zbyt „fatalistycznej” wymowy.
Należałoby w tym miejscu przypomnieć, jak wyglądał odwrót od szczytów hossy internetowej w 2000 r. Indeks WIG20 stracił wówczas około 40 proc., zanim pojawiło się odreagowanie. Ponadto ostatnie sesje zaprzeczyły dotychczasowym opiniom, że spadki, o ile przyjdą, nie będą już tak dynamiczne, gdyż rynek jest teraz w rękach funduszy inwestycyjnych. Nic z tego się nie sprawdziło: fundusze są przede wszystkim w rękach klientów i to oni właśnie decydują, czy zarządzający mają kupować, czy sprzedawać akcje. Warto sobie uświadomić, że to, co dotychczas było gwarancją wzrostów, jest obecnie wielkim zagrożeniem.
Najlepiej zdają sobie z tego sprawę właśnie ci zarządzający portfelami, którzy apelowali, aby nie panikować i powstrzymywać się z decyzjami o gwałtownym umarzaniu jednostek. Jak widać po stratach z zeszłego tygodnia, perswazja ta okazała się wyjątkowo nieprzekonująca. I tu upatrywałabym głównego zagrożenia dalszymi spadkami. Na kolejne wsparcie WIG20 może spaść bardzo szybko — znajduje się ono na poziomie 2650-2600 pkt, a potem 2300 pkt. Nierealne?