"Ważne, by na emeryturę mieć odłożony kapitał"

Marek WierciszewskiMarek Wierciszewski
opublikowano: 2013-08-18 09:54

Pytamy Rainera Muenza, odpowiedzialnego za analizy demograficzne w Erste Group, o lekarstwo na polski system emerytalny.

Wartość wypłat emerytur z ZUS są o połowę przekracza przychody ze składek. Czy polskiemu systemowi emerytalnemu grozi zapaść?

Rainer Muenz: Repartycyjny system emerytalny, taki jak polski ZUS, pozostanie wypłacalny niezależnie od tego, co się stanie. Generuje regularne przychody ze składek ubezpieczonych, więc nie ma możliwości, by emerytury przestały być wypłacane. Czynnikiem ryzyka jest dla niego kondycja rynku pracy i demografia (w Polsce stopa zatrudnienia jest niska, a duży udział osób utrzymujących się z produkcji rolnej na własne potrzeby zmniejsza ilość środków w systemie). Aby chronić przyszłych emerytów przed konsekwencjami starzenia się społeczeństwa, wiele krajów zdecydowało się na wprowadzenie drugiego filara – systemu kapitałowego. Oszczędzający w nim narażają się jednak na inny rodzaj ryzyka – ryzyko rynkowe. Stracą, jeśli zbankrutuje spółka lub państwo, w której akcje lub obligacje zainwestowały towarzystwa emerytalne. Dobrą stroną jest to, że wypłaty emerytur w tym systemie zabezpieczają rzeczywiste aktywa.

Jakie mankamenty ma polski system kapitałowy?

System OFE jest dość młody. Jednak po 15 latach jego istnienia powinno się już pomyśleć o zmianach. Źródłem największego ryzyka dla ubezpieczonych jest fakt, że OFE niemal wyłącznie inwestują w Polsce. Z początku miało to sens, bo chciano wesprzeć budowę rynku kapitałowego. Jednak zagrożenia, na które narażony jest pierwszy i drugi filar, w dużej mierze nakładają się na siebie. Od kondycji polskiego rynku pracy i demografii zależą zarówno wypłaty z pierwszego filara, jak i stopy zwrotu osiągane przez fundusze emerytalne z krajowych akcji i obligacji. Tak jak Polak, który pracuje w Wielkiej Brytanii, mógłby sobie pozwolić, by inwestować całkowicie w polskie aktywa (wielkość jego emerytury z pierwszego filara będzie zależała od kondycji gospodarki brytyjskiej, a nie polskiej), tak w przypadku osoby pozostającej w kraju znacząco zwiększa to ponoszone ryzyko. To tak, jakby inwestować w akcje firmy, w której się pracuje. Jeśli firma zbankrutuje, zostaniemy i bez pracy, i bez oszczędności.

Jak Pan ocenia pomysł umorzenia obligacji znajdujących się w OFE i zapisanie ich na kontach przyszłych emerytów w ZUS?

Minister Rostowski zmierza w ten sposób do zamiany długu jawnego na ukryty. Pozytywną konsekwencją jest to, że relacja długu publicznego do PKB spadnie. Z drugiej strony ucierpi ochrona przyszłych emerytów. W pierwszym filarze zobowiązania wobec nich państwo może łatwo zmniejszyć, np. rezygnując z waloryzacji emerytur. Mimo to nie ma co demonizować tej zmiany. Wypłaty w systemie ZUS i regulację zobowiązań wobec obligatariuszy finansują te same wpływy z podatków. W pewnych warunkach może to wręcz zadziałać na niekorzyść tych ostatnich. W kryzysowej sytuacji stojąc przed wyborem, czy narzucić większe straty obligatariuszom (w dużej części będącym przecież inwestorami zagranicznymi), czy emerytom w pierwszym filarze, rządzący mogą zdecydować się na pierwsze rozwiązanie. Emeryci to przecież ich elektorat. Przykładem jest Grecja, gdzie emerytury obcięto w znacznie mniejszej proporcji niż wartość obligacji.

A wprowadzenie dobrowolności do systemu to krok w dobrą stronę?

Ciekawą rzeczą jest, że dobrowolność obowiązywałaby tylko w jednym kierunku, można byłoby się przenieść jedynie z OFE do ZUSu, a to nie jest prawdziwa dobrowolność. To nie przypadek. Przenosiny do OFE  nie wchodziłyby w grę, bo państwo nie siedzi na kapitale, który mógłby trafić do OFE. To wirtualny zapis, bo te pieniądze są dawno wydane. Skutkiem przenosin przyszłych emerytów do ZUS będzie odroczenie zobowiązań Państwa wobec nich. Koszt tego poniosą przyszłe pokolenia, co jest zgodne z logiką systemu repartycyjnego. Na domiar złego dotychczasowe tempo wzrostu emerytur w długim okresie jest nie do utrzymania. Wypłaty dla emerytów znacznie wzrosną za, powiedzmy, 20 lat. Ale wtedy przy władzy nie będzie już ani Tuska, ani Kaczyńskiego, a prezydent Komorowski będzie w swojej rezydencji na emeryturze oglądał portrety swoich przodków.

Jakie widzi Pan zatem rozwiązanie?

Drugi filar powinien zostać zachowany. To ważne, by na emeryturę mieć odłożony kapitał, a nie tylko polegać na obietnicach polityków. Trzeba przeanalizować strukturę kosztów, bo jak wskazują rządowe dane, jest on kilkakrotnie droższy od pierwszego filara (to do pewnego stopnia zrozumiałe, bo w przeciwieństwie do ZUS potrzebuje on chociażby prawników i zarządzających). Dodatkowo przyszłym emerytom powinno zależeć, by rozłożyć ryzyko na wiele krajów. Jeżeli już nasze zatrudnienie zależy od kondycji jakiejś gospodarki, to dodatkowe uzależnianie od niej naszych oszczędności emerytalnych nie ma sensu.

Czy wyjście OFE za granicę nie grozi wyprzedażą na warszawskiej giełdzie?

Nie, pod warunkiem, że zwiększanie ekspozycji na rynki zagraniczne będzie następować stopniowo. Najlepiej szukać dużych zagranicznych inwestorów (np. zagraniczne towarzystwa emerytalne), które mogłyby przejąć znaczne pakiety akcji polskich spółek, a pozyskany kapitał zainwestować na podobnej zasadzie w zagraniczne przedsiębiorstwa. Sprzedaż całych pakietów bezpośrednio na giełdzie byłaby katastrofą dla rynku. Pokazały to przykłady Argentyny i Węgier. Jeszcze ważniejsza dywersyfikacja jest w przypadku dłużnej części portfela. Polscy emeryci powinni inwestować nie w obligacje polskie, ale np. chińskie lub holenderskie.

Dlaczego?

W 2050 r. Polska będzie miała za sprawą zmian demograficznych 32 mln mieszkańców, a odsetek ludności powyżej 60 roku życia będzie wyższy niż obecnie. Jeżeli gospodarka będzie rozwijała się prężnie, imigranci będą przyjeżdżać. Jeśli nie, liczba płatników składek nie będzie rosła, wywierając presję na wypłaty z pierwszego filara i stopy zwrotu z krajowych aktywów. Udział oszczędności emerytalnych, jaki osoba ubezpieczona w ZUS utrzymuje w polskich obligacjach skarbowych, nie powinien przekraczać 10-15 proc. Lepiej zwiększać ekspozycję, zarówno portfela akcyjnego, jak i obligacyjnego na rynki o lepszych perspektywach demograficznych. Jednak tym, przed czym nie uchroni nawet dywersyfikacja, może być wzrost globalnych stóp procentowych. Spadały przez ostatnie 20 – 30 lat, śrubując ceny aktywów. Teraz w najlepszym razie pozostaną stabilne, a to oznacza niższe stopy zwrotu zarówno z akcji, jak i z obligacji.