Fundacja Polska Bezgotówkowa - powołana cztery lata temu przez firmy kartowe, banki i agentów rozliczeniowych w celu stworzenia funduszu, z którego finansowana jest instalacja terminali płatniczych - w ciągu trzech miesięcy zrealizowała półroczny plan. POS-ów w Polsce jest prawie trzy razy więcej niż w momencie startu programu darmowych terminali. Mimo to prezeska fundacji straciła posadę, a Polska Bezgotówkowa znalazła się w krytycznym punkcie.

Faworytka szybko odeszła
Niemal równo rok temu, w upalny wieczór Mieczysław Groszek żegnał się z Fundacją Polska Bezgotówkową, której prezesował przez cztery lata. Miesiąc wcześniej zakończył się nabór na jego następcę. Kandydatów było dziesięcioro, wśród nich kilku naprawdę mocnych. Liczyły się jednak tylko dwie kandydatury, a od pewnego momentu jedna – Grażyny Ciurzyńskiej. Niewiele wcześniej straciła posadę prezeski Polskiej Agencji Inwestycji i Handlu (PAIH), w ramach politycznych podziałów fotel przypadł istniejącym jeszcze wtedy „gowinowcom”. Grażyna Ciurzyńska wywodzi się z bankowości (Kredyt Bank, BGŻ), ale jej kariera nabrała rozpędu wraz z dojściem do władzy tzw. dobrej zmiany. Została dyrektorem w resorcie przedsiębiorczości i technologii, zasiadała w radach nadzorczych PKO BP i PHN, aż wreszcie przejęła stery PAIH.
Kiedy jej nazwisko znalazło się na liście kandydatów na szefa fundacji, stało się jasne, że pozostałym konkurentom niełatwo będzie ją pokonać. Grażyna Ciurzyńska uchodziła za dobrą znajomą Tadeusza Kościńskiego, ówczesnego ministra finansów. Nie chodziło jednak nawet o naciski polityczne. Rada fundacji, składająca się z przedstawicieli rynku i resortu finansów, zawsze wykazywała się dużą umiejętnością w zakresie współpracy z partnerem rządowym. Rzecz w tym, że Tadeusz Kościński był jednym z ojców chrzestnych fundacji - przyczynił się do jej powstania i rozwoju rynku płatności bezgotówkowych. Przy rozmaitych trudnościach, z jakimi mierzyła się Polska Bezgotówkowa, był to jeden z najlepszych, najbardziej efektywnych przykładów współpracy prywatno-publicznej.
Grażyna Ciurzyńska została prezeską, a tydzień temu - trzy lata przed upływem kadencji - przestała nią być.
Brakowało chemii
Rezygnacja wywołała kontrowersje i pytania o powody. Agenci rozliczeniowi mówią o problemach z płynnością fundacji – od kilku miesięcy płaci ona z opóźnieniem za instalacje terminali w ramach programu Polska Bezgotówkowa. Przyczyną jest bardzo duży popyt na nowe POS-y, spowodowany regulacjami z Polskiego Ładu. W I kwartale na rynek trafiło, jak podaje NBP, 41,5 tys. terminali. To o 4 proc. więcej niż trzy miesiące wcześniej i powyżej kwartalnej dynamiki z ostatnich dwóch lat, która wynosiła 2 proc.
Od początku roku przedsiębiorcy mają obowiązek akceptacji płatności bezgotówkowych. Jest to regulacja, o którą Tadeusz Kościński walczył od ładnych pięciu lat. Kiedy powstawała fundacja, zawiązana z prywatnych pieniędzy (budżet miał wartość 0,5 mld zł), minister zobowiązał się, że strona rządowa w ramach swojego wkładu wprowadzi przepisy o obowiązku akceptacji transakcji bezgotówkowych. Powstał projekt, dwa razy trafił nawet pod obrady Rady Ministrów, ale nie dostał zgody na transfer do Sejmu. Uwagi miał a to NBP, a to Jacek Sasin, wtedy szef komitetu Rady Ministrów, a to główny ekonomista rządu. Powodem zawsze były potencjalne negatywne konsekwencje polityczne w związku z możliwym niezadowoleniem przedsiębiorców.
Niespodziewanie dla wszystkich, w tym dla fundacji, obowiązek znalazł się w pakiecie ustaw Polski Ład, wywołując boom na terminale. Zaczął się on zresztą już w grudniu w związku z informacjami, że taki przepis wejdzie w życie.
Część naszych rozmówców sugeruje, że Grażyna Ciurzyńska straciła posadę w związku z niedopasowaniem finansów fundacji, która utrzymywana jest z regularnych składek udziałowców. Z naszych informacji wynika, że nie. Przyczyną był, ogólnie mówiąc, brak chemii między szefową a fundacja i jej radą.
Mandat jeszcze nie wygasł
Problem zaległości wobec agentów udało się rozwiązać, przesuwając płatności w czasie. Nie zmienia to faktu, że Polska Bezgotówkowa znalazła się w punkcie zwrotnym, kiedy musi odpowiedzieć sobie na pytanie, co dalej. Na rynku jest już 1,2 mln terminali - ma je już wiele firm, które chciały lub muszą je mieć. Teraz zostali już głównie tacy, których do przyjmowania płatności bezgotówkowych trzeba przekonywać, a takie przekonywanie to potencjalny kłopot i koszty.
Joanna Erdman, wiceprezes fundacji, jest przekonana, że istnienie Polski Bezgotówkowej wciąż ma sens, a rynek płatności i akceptacji nadal wymaga stymulacji.
- Punktem odniesienia dla nas od początku była liczba kas fiskalnych. Zarejestrowanych jest ok. 2 mln, choć nie wszystkie działają. Szacujemy potencjał rozwoju rynku na kolejne 500-600 tys. terminali – mówi Joanna Erdman.
Jeszcze niedawno resort finansów chciał, żeby od lipca każdy przedsiębiorca, który nie zintegruje terminala z kasą fiskalną, płacił karę. Fundacja przekonała ministerstwo o konieczności przesunięcia terminu o 2,5 roku w związku z ograniczoną podażą urządzeń (problem przerwanych łańcuchów dostaw). Niemniej, wcześniej czy później spora grupa przedsiębiorców będzie musiała dostosować się do nowego wymogu.
- Na rynku płatności bezgotówkowych zidentyfikowaliśmy dwa rodzaje białych plam, czyli obszarów, gdzie wciąż występuje problem z akceptacją płatności bezgotówkowych. Jedna ma charakter branżowy - to małe sklepiki specjalistyczne i sektor usług świadczonych osobiście. Druga jest geograficzna – to powiaty i gminy, gdzie akceptowana jest głownie gotówka. Szukamy rozwiązań, jak do nich dotrzeć. Przemyślenia i przebudowania będzie wymagał prawdopodobnie nasz model współpracy z agentami. Czas łatwej dystrybucji terminali już się kończy i kontynuacja programu będzie wymagała większego wysiłku – mówi Joanna Erdman.
Wciąż są rynki tylko częściowo zagospodarowane przez fundację, np. sektor publiczny. Na razie udało się zainstalować tu 11,5 tys. terminali. Barierą w ekspansji jest specyfika lokalnych samorządów i wielość systemów informatycznych - co urząd to inne oprogramowanie. Fundacja wiąże nadzieje z resortem cyfryzacji i programem mObywatel, który mógłby rozwiązać problem poprzez wdrożenie wspólnej platformy dla wszystkich rodzajów usług administracyjnych z możliwością płatności bezgotówkowych.
Kolejny niespenetrowany jeszcze rynek to Kościół katolicki i inne związki wyznaniowe . Są już pierwsze parafie z ofiaromatami, ale to rodzynki. Kościół od początku postrzegany był jako atrakcyjny, choć trudny partner dla fundacji. Pandemia jeszcze bardziej skomplikowała sytuację, gdyż naruszyła wypracowany przez lata system dawania „na tacę”, co wynika z nowych, pocovidowych zwyczajów wiernych.
- Datkomaty, które również jako fundacja wspieramy, to nie tylko kościoły, ale też organizacje NGO. W obecnym czasie w tym obszarze pojawia się spore zapotrzebowanie. Jest wiele nisz na rynku, dla których płatności bezgotówkowe stanowią istotną wartość dodaną. Fundacja ma zatem co robić – uważa Joanna Erdman.