Nic tak dobrze nie uzupełnia mięsnego biznesu jak biznes bezmięsny. O tym trendzie, bardzo silnym za zachodnią granicą, pisaliśmy jesienią 2015 r., gdy o powtórzeniu tego schematu zaczęli myśleć Polacy.

Niemieccy giganci w produkcji kiełbas i szynek budowali właśnie drugą nogę biznesu — „przetwory mięsne” bez grama mięsa, czyli produkty wyglądające jak sznycle czy parówki, ale wytworzone ze składników roślinnych, np. soi. Przyszedł też czas dla wegetariańskich rzeźników — w jednej z dzielnic Berlina powstał wegetariański sklep masarski. Rynkiem zainteresowali się też politycy i rozgorzała dyskusja o prawo (czy też jego brak) do określania takich produktów mianem kiełbasy czy polędwicy.
Od boomu do odwrotu
Było, minęło — tak ten kwitnący jeszcze niedawno rynek podsumowuje właśnie niemiecki tygodnik biznesowy „Wirtschafts Woche” („WiWo”). Powołuje się na dane firmy badawczej GfK, z których wynika, że miesięczne wysokie dwucyfrowe zwyżki w 2015 r. zaczęły słabnąć w zeszłym roku i w drugiej połowie doznały na moment nawet spadków.
Początek tego roku też był ujemny. Dziennikarze „WiWo” zwracają także uwagę na zmniejszenie wydatków reklamowych — w I kw. 2016 r. na reklamę tego typu produktów przekraczały 12 mln EUR, a w tym roku — 7 mln EUR (dane firmy Ebiquity). Firmy badawcze nie mają danych o tym, czy załamanie dotarło już do Polski.
— Na Zachodzie rzeczywiście był boom, a teraz jest odwrót, ale raczej od produktów sojowych, a nie wszystkich tzw. wegetariańskich wędlin. Do zniechęcenia konsumentów przyczyniło się wiele negatywnych doniesień na temat soi — mówi Krzysztof Woźnica, prezes Zakładów Mięsnych Silesia, które wzorem Niemców zadebiutowały w wegetariańskiej roli ponad rok temu.
Krzysztof Woźnica zaznacza, że od razu postawił nie tylko na brak mięsa, ale także soi. Rozmówcy „WiWo” podkreślają, że odwrotowi od wegetariańskich kiełbas i szynek winne są m.in. sieci handlowe, które chcąc zarobić na trendzie, w ekspresowym tempie wypuściły na rynek niedopracowane produkty — pod względem jakości i smaku.
Klient próbuje raz i automatycznie przekłada niezadowolenie na całą kategorię. Ci więc, którzy od mięsa całkowicie się nie odżegnują, po prostu do niego powrócili. W efekcie część firm — zdaniem dziennikarzy tygodnika — już żegna się z kategorią czy też wraca na swoją starą mięsną ścieżkę.
Świadomi i stali
Prezes Zakładów Mięsnych Silesia też modyfikuje portfel, ale w zupełnie innym, bo jeszcze bardziej niezwierzęcym kierunku.
— Wegetarianie i fleksitarianie [to osoby, które nie rezygnują całkowicie z produktów mięsnych, ale jedzą je rzadziej — red.], dzięki którym tak mocno rozkręcił się rynek wegetariańskich wędlin m.in. w Niemczech, nie są aż tak dużą grupą konsumentów w Polsce. Zaczęliśmy od oferowania im produktów, ale teraz nastawiamy się w znacznie większej mierze na wegan i zmieniamy pod tym kątem portfel.
Tu technologia produkcji jest znaczenie trudniejsza, wymaga usunięcia wielu składników i znalezienia odpowiednich, również smakowo, odpowiedników, np. dla białka jaja kurzego, ale konsumenci są bardzo świadomi i gotowi za taki produkt zapłacić więcej — twierdzi Krzysztof Woźnica.
Jego zdaniem, wybory tej grupy konsumentów są kwestią przekonania, a nie chwilowej mody, więc są też bardziej stałe. Ponadto wegańska oferta w sieciach handlowych wciąż jest uboga, rynek dopiero powstaje.
— Na razie jest to dla nas ciekawy pomysł na dywersyfikację biznesu, raczej nie stanie się jednym z jego głównym filarów. To także produkt o dużym potencjale eksportowym, pokazujemy go na różnych targach i pracujemy nad kontraktami. Na razie sprzedajemy go w Polsce — dodaje Krzysztof Woźnica.