WIG20 nie zyskał kolejnej magicznej „setki”

Jakub Ozdowski
opublikowano: 2008-11-05 17:21

Inwestujący nad Wisłą nie fetowali wygranej Obamy. Ci, którzy mieli nadzieję, że WIG20 zbliży się do psychologicznych 2 tys. pkt., mocno się przeliczyli. Wydaje się, że to nie była jednorazowa korekta. Inwestujący nad Wisłą już wkrótce będą musieli stawić czoła jednym z najważniejszych w tym miesiącu danym makro zza oceanu.

Z wyłączeniem środowej sesji, WIG20 odznaczał się znakomitą kondycją. Licząc od poprzedniego poniedziałku krajowe blue chipy zyskały ok. 400 pkt. Tak pokaźny wynik, wypracowany w jeszcze bardziej imponującym tempie, musiał kosztować kupujących ogrom wysiłku. Wiele wskazuje na to, że środa nie była pierwszym i ostatnim dniem zadyszki głodnych zwycięstw byków. Ale po kolei.

Krajowe blue chipy na dzień dobry zjechały poniżej 1,9 tys. pkt. O otwarciu na minusie zaważył słabnący złoty, który przed godziną 9. tracił na wartości do głównych europejskich walut. Na warszawskiej GPW, podobnie jak na większości giełd europejskich, już od pierwszych minut sytuację kontrolowali sprzedający. Popyt próbował swoich sił, ale za każdym razem musiał kapitulować. Argumenty kupującym odbierały kolejne fatalne publikacje raportów z amerykańskiego rynku pracy. WIG20 stracił ostatecznie 2,4 proc.

Głównym hamulcowym WIG20 okazały się PKN Orlen i Lotos, które oddały odpowiednio 4,9 proc. i 4,5 proc. Po wtorkowym, ok.10-proc. wzroście ceny ropy naftowej notowanej na NYMEX środa przyniosła realizację zysków. Wczoraj za jedną baryłkę ropy naftowej płacono już mniej niż 70 USD. Spadkom nie oparł się również KGHM, który staniał o 4,1 proc. Notowania lubińskiego kombinatu osłabiała mocno taniejąca miedź na giełdzie metali w Londynie. Cena surowca zapikowała w trakcie sesji na GPW poniżej 4 tys. USD z ponad 4,2 tys. USD/tonę. Sprzedający mocno pozbywali się również akcji największego krajowego przedstawiciela sektora finansowego, banku Pekao SA, który stracił 4 proc. Spadek spółki może dziwić, gdyż notowany na GPW jego główny akcjonariusz – włoski Unicredit – zyskał ponad 9 proc. Fala pesymizmu, która w środę dotarła nad Wisłę, może również rozlać się na dzisiejszą sesję.

Jak co miesiąc z USA napływają kolejne raporty z rynku pracy. Kolejne już dziś i w piątek. Te zwykle mają dużo większy wydźwięk niż np. kwartalne dane o PKB. Wszystko dlatego, że mają bezpośredni wpływ na dochody i wydatki Amerykanów. Ich skłonność do zakupów bezpośrednio przekłada się na kształtowanie popytu. Wyniki za III kwartał wielu spółek mówią same za siebie. Biorąc pod lupę chociażby Goodyear’a, producenta opon, widać jak na dłoni, że spółka będzie zmuszona posłać na bruk wielu pracowników. Mimo iż, jego wyniki za ostatni kwartał przebiły prognozy, to okazały się aż o ponad 90 porc. gorsze niż przed rokiem. Takich scenariuszy na Wall Street było i jeszcze będzie wiele. Inwestorzy powinni zatem liczyć się z tym, że teraz gospodarkę czeka zderzenie z realnymi skutkami kryzysu na rynkach finansowych.

CO DALEJ?
Jeszcze stopy
Oprócz danych z amerykańskiego rynku pracy, inwestorzy zmierzą się również z decyzjami brytyjskich i europejskich władz monetarnych ws. stóp procentowych. Choć ewentualne ruchy banków centralnych mają większy wpływ na rynek walutowy, to na inwestorów działa wariant psychologiczny. Rynek spodziewa się w obu przypadkach cięcia ceny długu o 50 pkt. bazowych. W gąszczu decyzji władz monetarnych i danych makro swój kwartalny raport opublikuje już kolejny przedstawiciel krajowego sektora finansowego – BZWBK.