Włochy: rusza fala prywatyzacji

Magda Kozmana
opublikowano: 2002-07-12 00:00

Włoski rząd zamierza pozbyć się udziałów w Telecom Italii, Enelu i Alitalii, by załatać dziurę budżetową. Wpływy z tych operacji mają wynieść 20 mld EUR (83 mld zł).

Pedro Solbes, komisarz ds. finansów w Unii Europejskiej, wysłał ostrzeżenia do kilku państw, które nie przestrzegają dyscypliny budżetowej. Najbliższa ukarania wysoką grzywną jest Portugalia, ale na „czarnej liście” znalazły się także Włochy, Francja i Niemcy. Kara może wynieść nawet 0,5 proc. PKB państwa. Pierwsze zareagowały Włochy. Ich pięcioletni program gospodarczy nie zyskał uznania w Brukseli m.in. ze względu na założenia wysokiej dziury budżetowej. Ponieważ Silvio Berlusconi zamierza dotrzymać obietnicy wyborczej i wprowadzić największą w historii Włoch obniżkę podatków, włoski rząd zapowiedział nowy program prywatyzacji.

Cięcia podatkowe zmniejszą wpływy włoskiego budżetu od przyszłego roku o blisko 7,5 mld EUR (31 mld zł) — ale to zrekompensuje prywatyzacja. Na pierwszy ogień pod młotek pójdą udziały w byłych monopolistach: Enelu, największym koncernie energetycznym Włoch, Telecom Italii i Alitalii. Berlusconi zamierza jednak zachować przynajmniej 30 proc. akcji tych spółek, gdyż są to sektory strategiczne. Rząd nie wspomniał ani słowem o możliwości sprzedaży swoich udziałów w ENI — głównym dostawcy gazu z Afryki do Europy.

Na liście spółek, które mogą być sprzedane, są ponadto producent papierosów, sieci elektroenergetyczne i stocznia. W sumie rząd może zebrać aż 20 mld EUR (83 mld zł).

Dziś w Brukseli spotykają się ministrowie finansów Unii Europejskiej. Przygotowują oni nowe przepisy dla sektora bankowego i ubezpieczeniowego. Chodzi o stworzenie jednolitych reguł w całej Unii i prawdopodobne zmniejszenie kompetencji banków centralnych. Program ma zapobiec też ewentualnym kryzysom finansowym.

Dzień wcześniej dyskutowali w mniejszym gronie ministrowie ze strefy euro. Głównym tematem był „pakt na rzecz stabilności i rozwoju” z 1998 roku. Giulio Tremonti, włoski minister finansów, i Francis Mer — jego francuski kolega — atakowali ustalenia sprzed trzech lat, argumentując, że stoją one na przeszkodzie ożywienia gospodarczego.